Międzymorskie opowieści, czyli okcydentalistyczna Godzilla kontra orientalistyczna Hedora

Fot. Michal Gorski, źródło: Wikimedia Commons

Najnowszy reportaż Ziemowita Szczerka mógł być ważnym głosem na temat mitologii Europy Środkowej, która odżywa ostatnio w zniekształconej formie pod wpływem sporów o migracje czy ustrój Unii Europejskiej. Jednak niedomagania Międzymorza sprawiają, że czytelnik raczej wyobraża sobie, czym ta książka mogłaby być, niż czerpie z niej satysfakcję.

„Kultura, ty polska kultura, pojedziesz ty kiedyś za Ural” – napisał swego czasu wybitny poeta, niestety bardziej znany jako prozaik, Tadeusz Borowski. Rzeczywiście, nawet sam Andrzej Stasiuk odstawił swoją Europę (zwaną Środkową), wybrał się na Wschód i zawędrował aż do Mongolii – co możemy zobaczyć na profilu facebookowym wydawnictwa Czarne. Wschodnie rubieże skusiły także Ziemowita Szczerka, który w Międzymorzu odwiedza Rosję (co jest swoistą codą, zamykającą opowieść o krajach tytułowego regionu). Szczerek bowiem konsekwentnie forsuje pogląd obecny w jego twórczości i tekstach publicystycznych niemal od zawsze. Według autora Rzeczypospolitej zwycięskiej już nie tylko środkowoeuropejska kultura pojedzie za Ural, ale niedługo spotka to także ustrój, ekonomię i społeczeństwa tej dziwnej krainy, leżącej pomiędzy trzema morzami.

Zjeść Marsa w pogańskiej krainie

Szczerek od razu ostrzega: „To jest książka podróżnicza. To będzie książka o podróżach i wrażeniach. Komu się to nie podoba, niech odłoży ją już teraz”. Ja nie przeczytam? Potrzymajcie mi piwo. Sformułowanie „podróżnicza” wydaje mi się lekkim nadużyciem – jest to bardziej opowieść turystyczno-polityczna (opiniotwórcza?): podobne określenie zostało użyte przez recenzentów w programie „Tygodnik kulturalny”[1] i zasadniczo zgadzam się z nim. Podróżniczych refleksji w stylu niesamowitych Cestopisów Karla Čapka czy nastrojowych monologów rodem z prozy Stasiuka tutaj nie uświadczymy, co też nie powinno przeszkadzać, gdyż takie stylizacje do autora Siódemki po prostu nie pasują i nie sili się na nie (może z niewielkimi wyjątkami). Przepis jest prosty: obserwuj krajobraz, architekturę, ludzi oraz przeplataj opisy z refleksjami natury społeczno-polityczno-historycznej. Polityka odgrywała od zawsze niepoślednią rolę w tekstach Szczerka, który z wykształcenia jest politologiem. Zastanawiać może stosunkowo niewiele reporterskich interakcji z otoczeniem. Być może tutaj Szczerek poniekąd zainspirował się szkołą Stasiuka. Bardzo często spotkania i rozmowy w Międzymorzu nie są „spontaniczne”: hardcore’owy reportażysta w wielu odwiedzanych krajach dyskutuje ze swoimi znajomymi lub z osobami, z którymi wcześniej się umówił. Odgórną organizację trudno jednak poczytywać za wadę, skoro jest to książka z tezą i skoncentrowana wokół konkretnych poglądów – będzie to przeszkadzać głównie tym, którzy są zwolennikami obiektywnego, autentycznego i improwizowanego podejścia do reportażu (jeśli coś takiego w ogóle istnieje?).

Na początku książki autor stwierdza: „Łatwo jest szydzić z Zachodu. Zbyt łatwo. Szczególnie teraz. (…) mimo wszystko nie widziałem na świecie lepszej od niego alternatywy”.  Bardzo bym sobie życzył, aby Szczerek przemógł swoją niechęć do opisania Zachodniej Europy i to jej poświęcił kolejną książkę, pokazując, że ma w nosie reporterskie trendy i odwrócił literackiego kota ogonem. Inteligentna „szydera” z Zachodu nie jest w polskich warunkach czymś łatwym, ale jednak potrzebnym – możliwe, że lepiej spełniłaby zadanie Międzymorza, sprawdzając, czy Wschód jest rzeczywiście tak biedny, zamordystyczny, pozbawiony wolności, jak utarło się sądzić, i czy pozornie znany Polakom (głównie z drugiej ręki) Zachód rzeczywiście czeka zagłada z powodu „muzułmańskiej inwazji” oraz poprawności politycznej. „Barbarzyńca w ogrodzie” à rebours? A być może to pobożne życzenie i od wzajemnej stereotypizacji/stygmatyzacji nie ma ucieczki – co opisał chociażby Stasiuk w Dojczland.

W najnowszej książce Szczerek nie rozwija się zbytnio językowo, a co gorsza, jego przemyślenia nie mają już w sobie świeżości, wszystko rozmywa się w braku konkretów – to, co świetnie działało w Mordorze, Siódemce czy nawet w Tatuażu, tutaj wydaje się mgliste, przebrzmiałe, oczywiste. Publikacja sprawia wrażenie zbioru felietonów i luźnych impresji[2]. Tatuaż również był zbiorem reportaży, lecz tam wszystko spajała wspólna problematyka Ukrainy w stanie kryzysu. W Międzymorzu tytułowa regionalna wspólnota istnieje teoretycznie, natomiast w praktyce traci swój potencjał. Być może zamysł wybrzmiałby lepiej, gdyby wszystkie odwiedzane przez Szczerka kraje zostały potraktowane poważniej – w końcówce książki (kraje bałtyckie) ten problem uwidacznia się szczególnie. Ma się wrażenie, że autor pojechał na Litwę tylko po to, by zjeść batonik Mars pod pomnikiem pogańskiego boga wojny i opowiedzieć o tym tak zwanego suchara. Finlandii poświęcono w książce niespełna dwie strony – po co zatem w ogóle o niej wspominać? A być może wystarczyłoby to wszystko po prostu skrócić i skupić się na przykład na krajach Grupy Wyszehradzkiej, zamiast od razu porywać się na połowę kontynentu? Temat całości jest ważny, ciekawy, wart namysłu, ale w ostatecznym rozrachunku nie otrzymuje należytej uwagi. Niektóre teksty wyraźnie odstają od pozostałych, nie tylko długością: wydają się po prostu odbębnieniem reporterskiej(?) roboty.

Facebookowe opisy i ośmieszone mity

U Szczerka wszystko jest „-oidalne” i „rozwłóczone”, a „poradziecja” naznaczona piętnem „szyldozy”. Te same sformułowania przewijają się w jego twórczości od kilku lat i z pewnością mają swój urok, natomiast (nad)używanie ich co kilka stron może być nieco męczące. Choć, trzeba przyznać, zdarzają się ładne sformułowania, między innymi gdy nazywa europejską część Turcji „historyczną ślepą kiszką”. Z drugiej strony Szczerek jest zdolny do swawolnej frazy, na przykład, gdy pisze: „Słowiańskość to drewniana cerkiew, drewno nagrzane słońcem i oddające swoje ciepło wiernym. Drewno, kto wie, z pociętych na szczapy Światowidów i świętych gajów”. Brakuje jedynie barejowskiej pointy: „Prasłowiańska grusza chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera”.

Obawiam się, że Szczerek dociera do takiego punktu (albo już się w nim znajduje), że może sobie pozwolić na napisanie czegokolwiek i w byle jaki sposób, ponieważ jego pozycja wydawniczo-czytelnicza została ugruntowana. Tym samym dołącza on do wcale nie tak małej grupy autorów, których przeciętne książki odnoszą sukces dzięki wyrobionemu nazwisku i pozytywnym recenzjom (nie tylko zawodowych krytyków, ale także na tzw. blogach literackich czy facebookowych fanpage’ach).

Problemem Szczerka stała się niestety poetyka facebookowego wpisu – widać jej przemożny wpływ na „opisy podróży” w Międzymorzu. Zamiast modelowego czytelnika Szczerek najwyraźniej wyobraził sobie człowieka, który obserwuje go w Internecie i zawsze da mu like’a albo serduszko za zwięzły, zgryźliwy i wulgarny wpis. Są autorzy, którzy w ogóle o czytelniku nie myślą albo myślą o nim niezbyt pochlebnie i nie szanują go – chwała im za to, jeśli potrafią się do tego przyznać. Szczerek natomiast uwierzył w misyjność swoich postów i reportaży. Być może to znak czasów: reguły panujące w mediach społecznościowych zrównają się z literaturą i będziemy oceniać twórców lub książki za pomocą like’ów i gwiazdek. Ale zaraz, przecież to już się dzieje. Szczerek, Dehnel, Żulczyk oraz wielu innych pisarzy i pisarek mogłoby spokojnie publikować swoje powieści w odcinkach na facebooku[3]. Chyba jedyny problem leżałby w tym, że dostęp do nich byłby darmowy. Może tytuł tego tekstu powinien jednak brzmieć NIC NIEZNACZĄCY DOKTORANT OBRAŻA WIELKICH POLSKICH PISARZY [NIE UWIERZYSZ JAK ON TO ZROBIŁ ZOBACZ MEMY]?

Paradoksalnie, za jedną z lepszych części Międzymorza uważam tę, w której autor wcale nie podróżuje, a opowiada o środkowoeuropejskich losach swojej rodziny. Bardzo dobry jest także fragment o Słowacji: Szczerek „czuje” ten kraj i uważa go za ciekawszy i bardziej wart przybliżenia czytelnikom od (przereklamowanych?) Czech[4]. Jak w Przyjdzie Mordor i nas zje sporo miejsca zajmują rozważania na temat pojęcia słowiańszczyzny i terminu „Słowianie”: według autora jest to rzekoma wspólnota opierająca się jedynie na podobieństwie języków, zaś „słowiańskość” to wręcz szkodliwy mit.

Jednym z niezaprzeczalnych plusów książki Szczerka może być prowokacyjny potencjał jej tytułu. Wielu amatorów koncepcji Polski mocarstwowej może spotkać nieprzyjemny zawód, gdy wyobrażą sobie przy półce w Empiku, że to wielka opowieść o odwiecznej przyjaźni polsko-węgiersko-białoruskiej wzbogacona forsowaniem absurdalnej idei Intermarium. Jednakże lektura pierwszych kilku stron nie pozostawia złudzeń, a czytelnicy zostają pozbawieni swojego geopolitycznego fetysza. Chwała Szczerkowi za to, że kompromituje przebrzmiałą, ponad osiemdziesięcioletnią(!) koncepcję polityczną, która nie ma żadnego przełożenia na rzeczywistość. Społeczeństwa oraz narodowe interesy krajów Między/Trójmorza różnią się od siebie, często radykalnie. Jednak obawiam się, że Międzymorze jest skierowane do czytelników podzielających poglądy autora i nieprzekonanych może jedynie zrazić. Ale może to naiwne, wierzyć jeszcze w moc sprawczą literatury i jej potencjał inspirowania autorefleksji u czytelnika.

Dwuznaczna potrzeba tożsamości

Bardzo długo jedyną bronią środkowoeuropejczyków przeciwko ignorancji i stereotypizacji były ironia oraz dystans. Bo jak inaczej zareagować na pytania w stylu: „czy u was w tej Polsce/Słowacji/Bułgarii etc. świeci w ogóle słońce? Macie KFC? Czy po ulicach chodzą białe niedźwiedzie?”, jeśli nie złośliwą ironią lub nerwowym śmiechem i wzruszeniem ramion? Przykład takiego podejścia: wszystkie strony na facebooku typu „Babushka” albo „Slavorum”, których namnożyło się przez ostatnich kilka lat. Kanał jutuberski „Life of Boris”, którego właściciel – Estończyk rosyjskiego pochodzenia – zbija pewnie niezły kapitał na stereotypizacji Słowian. Ale ironia, jak napisał genialny D. F. Wallace, jest bronią słabych. A przekucie słabości w siłę nie należy do najłatwiejszych zadań. Nic więc dziwnego, że Europie Środkowej zachciało się w końcu „wstać z kolan” – choćby miała to być tylko mrzonka, urojenie, to jaką kompensacyjną siłę ona posiada! Kryzys migracyjny i zagrożenie terrorystyczne po raz kolejny napędzają mit o Europie Środkowej będącej ostoją pokoju i strażnikiem prawdziwych, europejskich wartości. Zachód tym razem nas nie zdradzi, ponieważ zdradził sam siebie. Zatrważające, jak wielu ludzi wierzy w „upadek zgniłego Zachodu”. O nich właśnie opowiada Szczerek, zachowując się trochę jak prozachodni Don Kichot, który jeździ w te i we w te, dźgając narodowe, środkowoeuropejskie wiatraki.

Czy rzeczywiście jedynym albo-albo Europy Środkowej jest bycie hordą ksenofobicznych orków lub stanie się biedniejszą kopią Zachodu, z demokracją liberalną i antykonserwatyzmem przykrojonymi na naszą miarę? Chciałoby się wierzyć, że nie – chęć odróżniania się jest zbyt wielka, a pokusa ucieczki od generalizującej dychotomii równie spora. Pół biedy, jeśli chodzi o kulturowe dziedzictwo c. k. monarchii, hołubione przez pociesznego Makłowicza, Kunderowski mit Europy Środkowej albo prywatną geomitologię na wzór Stasiuka. Problem w tym, że w tej chęci autokreacji poukrywane są również te wszystkie Trójmorza, Wielkie Węgry, kresowe resentymenty, historie wzajemnych rzezi, traum i przemilczanych zbrodni. A to już nie jest ani nieszkodliwe, ani zabawne.

Międzymorze czyta się szybko i lekko. Niestety, jest to także pozycja, nad której treścią i strukturą nie dokonano zbytniego namysłu: co wyrzucić, co zmienić, co poprawić. Żaden redaktor nie zatrząsnął gruntem ugruntowanego autora, ale być może w „Czarnem” nie czytają Heideggera. Zresztą, Szczerek może po prostu nie mieć takich ambicji – przecież „teoretycznie” porwał się na coś nowego w swojej twórczości… dziennikarskiej? Literackiej? Mimo wszystko: Ziemowicie Szczerku – nie idźcie tą drogą, by zacytować najbardziej wschodnioeuropejskiego ze wszystkich środkowoeuropejskich prezydentów. Teraz, zgodnie z internetowym trendem, powinien się tu pojawić żart z żartu o Kwaśniewskim. Ale pozostawiam to arcyważne zadanie już komuś innemu.

Błażej Szymankiewicz

Ziemowit Szczerek, Międzymorze. Podróże przez prawdziwą i wyobrażoną Europę Środkową, Czarne, Warszawa 2017, ss. 344.

[1] Wydanie programu z dn. 09.06.2017 [https://vod.tvp.pl/video/tygodnik-kulturalny,09062017,30861607 dostęp online: 10.08.2017].

[2] Część tekstów zawartych w Międzymorzu ukazywała się zresztą wcześniej, jako oddzielne artykuły w „Polityce” czy „Gazecie Wyborczej”.

[3] O „literaturze facebookowej” pisała niedawno na łamach „Dwutygodnika” Zofia Król [http://www.dwutygodnik.com/artykul/7299-co-slychac.html, dostęp 10.09.2017].

[4] Autor przeprowadził się zresztą do Bratysławy, o czym możemy się dowiedzieć z jego (niespodzianka) facebooka. Oczywiście Czechom Szczerek również poświęca sporo uwagi, jednak nie jest to obraz wnoszący wiele nowego do narracji zaproponowanych przez Szczygła czy przez Surosza, a nawet w pewnym stopniu pogłębiający stereotypy.

Zobacz także:

Lata dziewięćdziesiąte

Niewygodne pytania. „Eli, Eli” Wojciecha Tochmana

Paskowatość święta. Matka Makryna Jacka Dehnela

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *