
Pewnego wieczora, kiedy słuchałem kolejnych piosenek z paska bocznego na YouTube, trafiłem na utwór Jest już późno, piszę grupy Grammatik. Po wysłuchaniu go nic już nie było takie, jak przedtem.
Moje poruszenie wzięło się stąd, że Grammatik to grupa raperów, a ja przez większą część życia nie lubiłem hip-hopu. Nie przemawiała do mnie ani forma utworów (zapętlona muzyka grała gdzieś w tle, a wykonawca mówił swoje, nie zwracając na nią uwagi), ani sam styl bycia raperów (za duże, rozciągnięte ubrania, sztucznie groźne miny, przesadzone ruchy). Najbardziej jednak raziły mnie teksty, które wydawały się pisane według jednego schematu, a wyjście poza jego ramy zapewne kończyło się ostracyzmem hip-hopowej społeczności. Wyłaniał się z nich obraz rapera idealnego i każdy, kto chciał takim zostać, musiał kreować swój wizerunek na jasno określoną modłę. A zatem wychował się na blokowisku (nawet jeśli tak naprawdę mieszkał w dzielnicy willowej), a jego szkołą były ulica i trzepak. Życie tam oznaczało ciągłą walkę o przetrwanie, m.in. ze złodziejami telefonów i samochodów oraz policją, która nie rozumiała, że zasady są po to, żeby je łamać i tępiła tych, dla których to było oczywiste. Nienawiść do niej była obowiązkowa i należało ją manifestować na wszelkie sposoby, na przykład przez poddawanie w wątpliwość dobrego prowadzenia się matek tzw. psów. Zewsząd dochodził zresztą apel: walcz z Systemem (znanym też jako Babilon) i tajemniczymi Onymi (jeżeli coś było nie tak – Oni byli temu winni). Wszystko to było zaś przedstawiane w tekstach tak, że wyłaniał się z nich obraz miasta podobny do Chicago z czasów prohibicji ogarniętego przez wojnę domową, w którym po horyzont ciągną się blokowiska (te nie wiadomo czemu jeszcze stoją, bo powinny już ze trzy razy runąć).
Jednym słowem, ten gatunek wydawał mi się nic nie wart i odciąłem się od niego na długie lata. Stąd wzięło się moje zaskoczenie, kiedy wysłuchałem wydanego prawie siedemnaście lat temu albumu Światła miasta. Składają się nań teksty, które nie są powtarzanymi po raz n-ty toposami blokowisk-szkół życia, wytartymi hasłami typu „Chwała Wam Dzielni Policjanci” i apelami do kobiet o większą rozwiązłość. Brukowego proroka zastąpił tu inny model twórcy – człowiek zmęczony światem, który w samym procesie pisania znajduje ucieczkę przed rzeczywistością, poezję odnajdujący dopiero w ciszy. Swoim modelem twórczości przypomina o czymś, co nie jest modne i o czym nie mówi się głośno – nie zawsze wszystko wychodzi od razu. Szczególnie dobrze widać to we wspomnianym już Jest już późno, piszę.
Współpraca z muzą została w tym utworze przedstawiona jako bardzo trudna: nie tylko przychodzi rzadko i nieregularnie, lecz także bywa kapryśna – przypomina kogoś, kto co jakiś czas wpadnie zobaczyć, jak idzie autorowi, coś doradzi i powie, że tak, to świetne, a po chwili pokręci nosem z dezaprobatą, twierdząc, że tekst nie ma jednak sensu. Wciąż zwodzi, niezbyt godna zaufania, dlatego nigdy nie ma pewności, czy uda się coś napisać do końca („Może ładnie to wszystko dzisiaj się poskłada / A może nie, i finałem będzie kartka podarta”). Piszącego te kaprysy jednak nie męczą, ponieważ nie zależy mu aż tak bardzo na doprowadzeniu tekstu do ostatecznej formy, ważniejszy jest sam proces tworzenia.
Słuchamy przemyśleń zwykłego człowieka, który jest zmęczony otaczającą go rzeczywistością. Co ciekawe, ma się wrażenie, że cały utwór jest czarno-biały: co chwila pojawia się ciemność, światło gwiazd i cienie, a jedyny kolorowy element to graffiti na murach, którymi ludzie próbują oswoić obcy świat, sprawić, żeby był bardziej „ich”. Jest w tym tekście przeświadczenie, że Złoty Wiek już minął, a zwierzający się słuchaczowi twórca żyje w czasach upadku, które nie wybaczają żadnych oznak słabości („Oddycha miasto ciemne, utulone snami, nienasycone płaczem”). Pojawiające się zdanie „Zapewne ktoś stoi teraz na rozdrożach świata” można by odnieść do zawiedzionego idealisty, który, zagubiony w rzeczywistości odbiegającej od jego wyobrażeń, musi dokonać wyboru między kapitulacją i staniem się częścią anonimowego tłumu a buntem.
Człowiek jest jednak tak mocno zakorzeniony w rzeczywistości, że twórca, żeby od niej uciec, musi z niej jednocześnie czerpać inspirację. Muza w tym przypadku musiała zejść z Parnasu między bloki z wielkiej płyty; kiedy słucham Jest już późno, piszę, wyobrażam ją sobie raczej jako zmęczoną kobietę w szlafroku, bez makijażu i z kubkiem herbaty w dłoni, która co jakiś czas przychodzi, żeby zobaczyć, jak idzie twórcy. Słowa, które mu czasami podsunie, mówią o doświadczeniach codzienności, nudzie i rutynie, ale jednocześnie pozwalają na nie spojrzeć z dystansem. Dlatego właśnie twórcy nie zależy aż tak bardzo na ukończeniu swojego utworu i nie narzeka na trudność współpracy z muzą – celem nie jest bowiem dzieło, ale sama czynność tworzenia, która pomaga zebrać autorowi siłę do stawiania czoła obojętnemu światu, oczyszcza umysł ze wszystkiego, co nagromadziło się w nim za dnia. Przelewając na papier to, co go dręczy, może uwolnić się od ciężaru i zrobić miejsce na inne myśli i uczucia („Teraz płynie wyraz po wyrazie / Na kartce, a we śnie szukam ukojenia / Teraz wylewam tutaj, co mnie wnerwia”).
Poezja daje twórcy czas na złapanie oddechu. Najlepiej wyraża to chyba wers „Moja poezja to jest wielkie uspokojenie”. Muza przysiada się do autora w nocy, kiedy codzienność nie wpycha się do głowy i można znaleźć odpowiednie słowa do wyrażenia swoich myśli. Tylko kiedy nie słychać niczego poza odległym szczekaniem psa, można wysłuchać jej ze zrozumieniem. Jest w tym czasie coś nierealnego i ulotnego („Jest już ciemno, spokojnie, tak jest tylko w baśniach”). To z tych chwil spokoju, z zatrzymania się w biegnącym tłumie twórca czerpie swoją siłę i i motywację do działania. Pisanie jest odpowiednikiem kolorowego graffiti: pozwala oswoić obcą rzeczywistość, odnaleźć w niej sens, nadbudować na niej swój własny świat, w którym można się zamknąć, kiedy życie przytłacza („Mój sposób, by od szarości dnia gdzieś odejść / Swoją krainę z marzeń budować swoim słowem”).
Noc, chociaż tworzy przestrzeń pozwalającą na swobodne tworzenie, niesie ze sobą także niebezpieczeństwo. Wsłuchiwanie się w siebie nie jest doświadczeniem stricte pozytywnym, cisza pozwala bowiem dojść do głosu także zmartwieniom, lękom i frustracjom („Cienie straszą, odchodzą, kiedy się przejaśnia”). Nocne pisanie jest więc także czasem próby, a poezja staje się orężem, dzięki któremu można w niej zwyciężyć. Twórca ma świadomość zarówno tego, że nie tylko on w ten sposób toczy swoją walkę („Godzina duchów, by oddać hołd muzie, / Nocnych pisarzy, co w dnia nudzie inspirację znajdują / I opisują to później”), jak i faktu, że niektórzy ją przegrywają („Zapewne ktoś stoi teraz na rozdrożach świata”). Jego teksty mają więc na celu przede wszystkim naprawę samego nocnego pisarza. Ten nie ma sił na jakiekolwiek działania zewnętrzne (które reprezentuje graffiti), ponieważ zbyt wiele wysiłku wymaga utrzymanie się samemu na powierzchni. Wszystko dzieje się w tym utworze w subiektywnym świecie twórcy, który powstaje w nocy przy biurku. Jeżeli uda się nie przegrać starcia z codziennością (bo wysiłek wydaje się nie mieć końca, budowanie krainy z marzeń to ciągła praca), nie czeka go za to żadna obiektywna nagroda – nie zyska sławy godnej wieszcza, nie zdobędzie majątku, nie zwalczy opresyjnego systemu. Zwycięstwem jest sama możliwość oderwania się od codzienności, wspólne siedzenie z muzą przy herbacie („Wieczór, to pora rzeczy poważnych, pieprzę banały […] Mój sposób, by od szarości dnia gdzieś odejść / Swoją krainę z marzeń budować swoim słowem”), a przy odrobinie szczęścia i dużej dozie konsekwencji – udany utwór.
Tym, co szczególnie do mnie przemawia w Jest już późno, piszę, jest przekonanie o wielkiej mocy słów, które podsumowuje stwierdzenie będące jednocześnie ostatnim szlifem na obrazie twórcy: „Stawiając pomnik słowem, co od spiżu trwalszy / Jak Horacy piszę, by czasu upływanie zwalczyć”. Przejawia się w nim niestereotypowe podejście, który pozwala przełamać schemat myślowy stojący za bezrefleksyjnym powtarzaniem formułki wbijanej uczniom w szkołach do głów. Została ona wydobyta z mroków przeszłości, odkurzona i odświeżona; w czasach, w których wszystko jest tymczasowe, mile zaskakująca jest świadomość, że ktoś myśli jednak w dalszej perspektywie, pozostając jednocześnie tak mocno osadzonym w dniu dzisiejszym. Jestem przekonany, że Rzymianin pokiwałby w tym momencie głową z uznaniem. Możliwe nawet, że to robi, ponieważ wspomniane dwa wersy pozwalają przypomnieć myśl Horacego: poeta jest ciągle żywy w swoich dziełach, ponieważ te przeniosły go na ponadczasową płaszczyznę poezji. Obcowanie z tekstem staje się w takim razie dynamiczną relacją z jego autorem i spotkaniem z żywym twórcą, a nie jedynie odwiedzinami w muzeum i oglądaniem pamiątek po nim.
Jeden wers wciąż nie daje mi jednak spokoju: „Wiem, że teraz ktoś, gdzieś zostawia myśl się niekończącą” – o kogo tu chodzi? O twórcę, który nie dokończył utworu, bo kapryśna muza opuściła go w kluczowym momencie? O człowieka z rozdroża, który postanawia odrzucić natrętną pokusę poddania się apatii i walczyć z nią malowaniem kolorowych liter na murach lub przelewaniem myśli na papier? Czy wręcz przeciwnie – złamanego przez ciągłe myśli o braku sensu, od których nigdy nie miał wytchnienia? A może mowa o twórcach którzy jedynie reinterpretują pewną myśl, przepuszczając ją przez pryzmat swojej wrażliwości, ale nigdy nie oddadzą jej w pełni (reprezentowanych przez wstawki z utworów Baczyńskiego, Gałczyńskiego i Wodeckiego, poruszających tę samą tematykę, ale z różnych punktów widzenia)? Jest zresztą w całym tekście coś, co wciąż mąci mój spokój i sprawia, że z zamyśleniem patrzę na nocne światła, włączając po raz kolejny przycisk replay. Może to pozornie sprzeczne połączenie dynamiki z melancholią? Zwykły człowiek musi wchodzić w niezbyt dopasowaną do siebie rolę wojownika i uzbrojony jedynie w niepewne słowa mierzyć się co dnia z wrogim światem, wciąż „nienasyconym łzami”. Stawką w tym conocnym starciu jest jednak – no właśnie, co?
Według mnie jest nią ocalenie wewnętrznej wrażliwości przed wszechobecnym zobojętnieniem. Podczas gdy wciąż popularnym motywem w hip-hopie jest zachłystywanie się codziennością i rutyną, utwór Jest już późno, piszę wychodzi w tej kwestii poza główny nurt. Przedstawiony w nim twórca każdego dnia stara się nie poddawać apatii i presji społeczeństwa, które stara się, żeby wszyscy byli tacy sami. Zamiast każdego wieczora po powrocie z roboty spędzać czas przed telewizorem, woli poświęcić te kilka godzin na bardziej twórcze zajęcia. Właśnie w tym kryje się według mnie siła tego utworu, nie mówi bowiem ani o naiwnym buncie, wyrażającym się jedynie w obelgach pod adresem wszystkich i wszystkiego, ani o odkrywaniu głębszych znaczeń tam, gdzie ich nie ma, np. w rutynie czy niewychylaniu się poza schematy. Podobnie jak przedstawiony tu twórca odstaje od reszty ludzi (jego stosunek do nich najlepiej oddaje fragment innego utworu z tego albumu – Mówią mi: „Ludzi bez marzeń tam, gdzie mieszkam, jest tylu / Patrzę na nich, setki ich, ale sami w tym / Widzą wszystko oprócz sensu z kolejnych dni”), Jest już późno, piszę wybija się z anonimowej masy utworów o tym samym podejściu do jednej, wciąż powielanej tematyki, świeżością spojrzenia i odmiennością przekazu: może faktycznie świata nie da się tak łatwo zmienić, ale nie wolno dać mu się stłamsić.
Michał Czajkowski
Zobacz także: