Pustka ciemności. Ponowne czytanie „Jądra ciemności”

Africa is to Europe as the picture is to Dorian Gray – a carrier onto whom the master unloads his psychical and moral deformities so that he may go forward, erect and immaculate.

(Afryka jest dla Europy tym, czym obraz dla Doriana Graya – przewoźnikiem, na którego barki pan wyładowuje swoje psychiczne i moralne deformacje, aby sam mógł iść wyprostowany i czysty).[1]

Chinua Achebe, An Image of Africa

Bo z życia, które tobie dano,/Magiczną nie uciekniesz bramą.

Czesław Miłosz, Traktat moralny

Wstęp

Chyba każdy z nas, czytając w liceum Jądro ciemności, natknął się na taką interpretację utworu: ponura przestrzeń afrykańskiego buszu to obszar, w którym Europejczyk zostaje zestawiony z mrokiem i prymitywnością, determinującymi jego zachowanie; zło wypływa z kontaktu z Afryką. Podany wykład idei utworu nie zrobił na mnie wrażenia, czegoś mi w nim brakowało. Nie uwierzyłem po prostu w to, że oprawca Kurtz jest ofiarą działania dzikich sił, że gdyby został w Europie, byłby wspaniałym człowiekiem. Niedawno miałem okazję powrócić do lektury opowiadania, tym razem wsparty przez interpretację Chinuy Achebego. W eseju An Image of Africa nigeryjski autor krytykuje Józefa Korzeniowskiego za podskórny rasizm, którym według niego przesiąknięty jest każdy opis Murzynów w Jądrze ciemności (podkreślanie zwierzęcości tubylców, traktowanie ich jak narzędzia). Trudno zgodzić się z takim jednostronnym spojrzeniem na utwór, jednak główna idea eseju (Afryka u Conrada jest przestrzenią negacji, na tle której Stary Kontynent ze swoją kulturą rozkwita w pełni) skłoniła mnie do nowego spojrzenia na tekst. Zwłaszcza obraz Europy za wszelką cenę broniącej podstaw swojej cywilizacji wydał mi się interesujący – Marlow jest w pewnym stopniu typowym Anglikiem, który tęskni za dobrą herbatą; może więc chce bronić w jakiś sposób „swojej” kultury? A jeśli tak, to w jaki sposób? I gdzie bohater przestaje być „kolonialistą”? Pierwsze zagadnienie (kulturowe) pociągnęło kolejne, egzystencjalne – czy bohater utworu[2] faktycznie uważa zło za coś ukrytego („jądro ciemności”), w pewnym stopniu metafizycznego? Czy podróżnik nie próbuje uciec od realności zła, które zobaczył, w bezpieczne pojęcie? Impulsem do spisania mojej interpretacji był ten oto fragment z samego początku Jądra ciemności:

(…) potężna, wielka rzeka, na mapie przypominająca ogromnego, wijącego się węża (…) Wpatrywałem się w mapę tej rzeki (…) czując, że mnie zahipnotyzowała jak wąż hipnotyzuje ptaka, głupiutkiego ptaszka. (…)  W ą ż  mnie  s k u s i ł[3]. [zaznaczenia – moje]

Symbolika biblijna jest tu aż zbyt widoczna, wąż to Szatan, który kusi niewinnego człowieka. Marynarz przekazuje nam historię o złej Afryce, we wnętrzu której kryje się diabeł. Wszystko jest jasne – zło jest obce, ponadnaturalne. Umyka nam jednak pewna bardzo ważna rzecz – klasyczny spór o edeńskiego węża. Egzegeza chrześcijańska kojarzy go z Szatanem, jednak sama Księga Rodzaju milczy na ten temat, to po prostu „najbardziej przebiegły ze wszystkich zwierząt polnych”[4]. Wąż diabelski, który sprowadza dobrych na złą drogę, może okazać się po prostu zwierzęciem – traci wtedy wymiar metafizyczny. Po raz pierwszy trafiamy tu na coś, z czym będziemy mierzyli się przez cały utwór: niejednorodność wypowiedzi Marlowa, walkę jego przyzwyczajeń i schematów kulturowych z tym, co wyraźnie odczuwa. W istocie trudno tutaj o rozgraniczenie zagadnień historyczno-kulturowych od tych egzystencjalnych, dotyczących zła – w Jądrze ciemności obie te sfery są od siebie zależne. Może w utworze kryje się ironiczna gra, a sam autor krytykuje pojęcie „jądra ciemności”? Narrator, który przekazuje nam opowieść starego marynarza, nie ma zamiaru dawać gotowej odpowiedzi; na samym początku mówi, że jesteśmy (razem z nim i jego towarzyszami) „skazani na jedną z jego [Marlowa] pozbawionych konkluzji opowieści”. Jesteśmy skazani na odnalezienie własnej drogi w gęstej opowieści – dlaczego mielibyśmy nie podejmować tego wyzwania? Spróbujmy odnaleźć się w dziele Conrada, patrząc dokładniej na zarysowane we wstępie zagadnienia.

Diabeł

Jeśli miałbym wskazać najważniejsze pojęcie w Jądrze ciemności, to byłaby to „dzicz” – obca przestrzeń, która z natury kryje w sobie tajemnice oraz wrogość wobec Białych. Afryka w takim samym stopniu przeraża, jak i fascynuje Marlowa – można mówić tu o kontynuacji stwierdzenia „wąż mnie skusił”. Liczne wypowiedzi bohatera sugerują także, iż wierzy on w ukrytą pod podszewką rzeczywistości negatywną siłę, która wpływa na człowieka. Mówi o tym chociażby w opowieści o Rzymianinie na Wyspach Brytyjskich:

(…) niepojęte życie dziczy kłębiące się po lasach, po dżunglach, w  sercach dzikich ludzi. On do ich tajemnic nie ma dostępu. Musi żyć w samym sercu tego, co niepojęte, a zarazem obrzydliwe. Jest w tym wszystkim coś pociągającego, jakaś fascynująca siła, która go zagarnia[5].

Znów: diabeł siedzi w samym centrum dziczy i tylko czeka na moment, w którym nieprzygotowany na spotkanie z nim człowiek cywilizowany (w tym przypadku Rzymianin z czasów podbojów) postanawia w nią wejść. Spójrzmy, jak marynarz opowiada o złu: stosując wyrafinowany, poetycki język, używając metafor i szeregu opisów. Marlow zdaje się apelować: zło to coś niepojętego i nieludzkiego, więc mówmy o nim naokoło, bo to jedyny możliwy sposób. Bohater zamyka temat swojej wypowiedzi w pojęciach, aby wytłumaczyć sobie to, co według niego – reprezentanta kultury europejskiej – jest nienaturalne, a tym samym odsunąć zło od człowieka jako siłę mu obcą. Sfera mitu i symbolu jest bardzo mocno obecna w wypowiedziach Marlowa (np. widzi w przędących kobietach antyczne Parki – symbole losu i jego kruchości). „Niepojęte życie dziczy”, „serce tego, co niepojęte”, „fascynująca siła” – Marlow jak nikt inny potrafi uciec od mówienia o sednie problemu. Zwróćmy uwagę na to, jak bohater podsumowuje swoje rozważania:

Zdobywanie ziemi na ogół oznacza odbieranie jej tym, którzy mają inny odcień skóry (…) a to nie jest zbyt piękne, zwłaszcza kiedy się przyjrzeć z bliska. Odkupieniem może stać się jedynie idea. Jakaś idea, która za tym stoi (…).

Gdyby zakończyć wypowiedź Marlowa na omawianym fragmencie, to jawi się nam on jako inteligentny retor, broniący pomysłu walki za idee najjaśniejszej Europy. Ale, podobnie jak w przypadku rzeki-węża, Conrad nie zostawia nas z jednoznacznym odczytaniem tekstu:

(…) prawdziwa idea, oraz bezinteresowna wiara w nią – w coś, co zostaje ustanowione, czemu oddaje się pokłon i składa ofiary…[6].

Zło może być czymś zapomnianym, „odkupionym”… ale przez co? Przez idee wprowadzania europejskiego porządku do Afryki, co tak naprawdę jest rodzajem krwawego kultu wymagającego ofiar. Pojęcia takie jak „obcość”, „dzicz”, „ciemność”, „prymitywność” służą tylko podstawowemu celowi, jakim jest zysk. „Ale oczywiście trzeba zadbać o motywy, zawsze trzeba dbać o właściwe motywy” – mówi Kurtz. Obserwacja sięga jednak dalej. To dlatego Marlowa przeraża fakt uznania Czarnych za ludzi[7]; afrykańscy tubylcy ujawniają swoją naturę przez gwałtowne gesty, nieskrępowane wybuchy uczuć. Stary Kontynent ubiera się za to w pojęcia, dzięki którym zło może być ukryte na dłuższy czas. Kultura jest zatem kłamstwem, pod przykrywką którego można najechać na obcy ląd i wykorzystywać jego mieszkańców. Kolejny przykład:

Widziałem diabła przemocy i diabła chciwości, widziałem rozpalonego diabła pożądania; ale – przysięgam na niebiosa! – wszystko to były silne, krzepkie, czerwonookie diabły, które kierowały ludźmi (…) pojąłem, że (…) przyjdzie mi zapoznać się z anemicznym, fałszywym, niedowidzącym diabłem pazernego i bezlitosnego szaleństwa[8].

Ikonograficzny wizerunek zła jako nieludzkiej bestii zostaje zdemaskowany, pozbawiony przymiotów czegoś niesamowitego. Słabe, bezlitosne zło, które jest w każdym, zło, które przypomina umierającego mężczyznę niesionego na lektyce – Kurtza. I znów, język służący do odpychania zła w sferę metafizyczną ukazuje tak naprawdę jego realność.

Podróżnik dochodzi do przerażających wniosków, aby po chwili uciec od nich w zapomnienie, jakie daje praca na statku. Sytuacja ta dobrze charakteryzuje opowieść Marlowa, który z jednej strony stara się nadać złu odpowiednią dla Europy formę, aby w tym samym akapicie pokazać, iż „misja” jest w rzeczywistości ujściem dla zwierzęcych instynktów. Angielski marynarz to jednocześnie krytykujący (obnaża zepsucie kolonizatorów, ich wiarę w zło Afryki) i krytykowany (sam używa do pewnego stopnia europocentrycznego modelu patrzenia na świat). Bohater wciąż krąży wokół pytania, czy powiedzieć wszystko wprost. Marlow nigdy nie wypowie bezpośrednio prawdy, do której doszedł dzięki Kurtzowi, zawsze ucieknie w kolejne obejście tematu. Najlepiej widać to w jego rozważaniach nad złem.

Ciemność

Popularne interpretacje motywu ciemności w utworze chcą widzieć na siłę zło tam, gdzie go nie ma; według tego schematu pierwsze spojrzenie na mroczne chmury to świadomość jego nieodgadnioności i ponadludzkiej siły. Jednak na „ciemność” patrzy narrator, który przytacza wypowiedzi Marlowa – trudno powiedzieć, do którego z wielu rozumień „jądra ciemności” odnosi się jego pogląd. Sprawa zmienia się, gdy zaczyna mówić główny bohater: „A przecież i tu (…) było kiedyś ciemne miejsce tego świata”[9]. Nie porusza on tutaj na razie kategorii „dobra-zła”, komentuje tylko fakt, iż Wyspy Brytyjskie były kiedyś terenem niezbadanym, obcym. Nie robi tego jednak bez powodu, bowiem cała opowieść o Rzymianinie jest powrotem do początków idei odkrywania i przejmowania, idei stanowiącej o podstawie kultury europejskiej. Tak o istniejącym w kulturze linearnym podziale na początek, środek i koniec pisze Marshall McLuhan:

Jeśli przyjmiemy, że każdy zmysł człowieka tworzy swoją własną przestrzeń, to oko tworzy przestrzeń, w której może występować tylko jedna rzecz naraz. Oko działa niczym maszyna – jak kamera. Światło skupia się na tylnej ściance oka i nie pozwala, by dwa przedmioty zajmowały jednocześnie tę samą przestrzeń. (…) Wydaje się niemal, że to sama fizjologia oka odpowiada za ideę, zgodnie z którą wszystko odbywa się sekwencyjnie, czyli we właściwym porządku, czasie i w sposób linearny[10].

Nie chciałbym powiedzieć, że Conrad w swoim opowiadaniu wyprzedził współczesną naukę – zauważył jednak pewną tendencję Europy do przejmowania tego, co określane jako „dzicz”, „obcy teren”. Zauważył także głupotę tego pędu do odkrywania. Spójrzmy pod kątem europejskiego postrzegania rzeczywistości na pojęcie the heart of darkness.

Po pierwsze, pradawne zło zostaje w nim skojarzone z mrokiem, brakiem światła, a więc Boga (ten pogląd wywodzi się oczywiście od św. Augustyna). Według Marlowa Tamiza „niosła światłość” – Europa jest stałym światłem, które oświetla to, co złe. Po drugie, termin „jądro ciemności” podkreśla fakt, iż zło ma swoje centrum, początek. Europejczyk doświadczający (na obcym terenie) kontaktu z odwiecznym i obcym złem zaczyna mu ulegać, popadać w szaleństwo, chociaż oczyw

writing essays

iście z natury jest tym dobrym, niosącym światło. Takim odczytaniem tego pojęcia czasem posługuje się bohater, pozbawiając tym samym kolonizatorów części winy („zrobiliście źle, ale to nie wasza wina, działało na was coś ponadnaturalnego”). Bohater znów jawi się nam jako obrońca tradycji. Ale spójrzmy na fragment dotyczący Rzymianina na obcej wyspie: „Żyjemy w rozbłysku – oby trwał (…) Jednak ledwie wczoraj była tu ciemność”[11]. Światłość Europy (jej ucywilizowanie) nie jest już czymś trwałym, to tylko chwila, rozbłysk wśród wszechobecnej ciemności – kultura, dzięki której odgradzamy się od zła, jest chwiejna, może się rozpaść. Czy zatem „ciemność” jest czymś obcym cywilizowanemu człowiekowi, czy może zawiera się w nim samym? Oto jak Marlow mówi o „jądrze ciemności” po raz pierwszy:

Widziałem, jak wyciąga tę swoją krótką, płetwowatą rękę w geście, którym obejmuje puszczę, potok, błoto, rzekę – wyglądało, jakby tym hańbiącym teatralnym gestem (…) przyzywał zdradziecko przyczajoną śmierć, ukryte zło, wywoływał z samego  jądra  głęboką ciemność. (…) obejrzałem się ku granicy lasu, jakbym się stamtąd spodziewał jakiejś reakcji na ten czarny popis zadufania[12].

Dżungla milczy. Zło nie znajduje się w dziczy, ono tkwi tylko i wyłącznie w ludzkiej próżności, egoizmie, w europejskim geście przejmowania terenu jako swojego. „Moja Narzeczona, moja kość słoniowa, moja stacja, moja rzeka, moje…” – tak wyliczenie najdobitniej charakteryzuje Kurtza. Egoizm uprzedmiotawiający innych, łapczywe zagarnianie tego, co „moje” – oto cywilizowany Diabeł. Głęboka ciemność, z której wypływa zło oddziałujące na człowieka, to bajka, a Marlow o tym wie. Jednak ma trudności z przyjęciem tego do wiadomości; być może obawia się, że za wyjawienie prawdy spotka go kara. Bohater ma poważny problem: jego kultura stara się określić głębię zła, podczas gdy on dostrzega fałsz takiego spojrzenia na problem. Pamiętajmy o tym, komu opowiada swoją historię:

M e c e n a s  – najcudowniejszy z ludzi – z powodu wieku i urzędu korzystał z jedynej na pokładzie poduszki oraz jedynego dywanika, na którym się rozciągnął. K s i ę g o w y  wyjął domina (…) D y r e k t o r, zadowolony, że kotwica dobrze trzyma, wrócił na rufę i usiadł z nami[13].

Opowieść o szaleństwie Kurtza nie mogłaby zostać zrozumiana przez ludzi, którzy nigdy nie zbliżyli się do ludzkiego zła tak, jak Marlow. Bohater często powtarza: „wy tego nie zrozumiecie”, co oznacza tak naprawdę „nie zrozumiecie Kurtza”. Mimo to, podejmuje próbę wytłumaczenia innym swojego spotkania z Kurtzem. Spójrzmy zatem na tego bohatera, bo to w nim łączy się treść Conradowskich rozmyślań o naturze zła.

Kurtz

Według informacji, które Marlow otrzymuje od Rosjanina uprawiającego kult Kurtza, jest on niezwykle inteligentną osobą, o szerokich zainteresowaniach (m.in. poezja, muzyka); wróżono mu niesamowitą karierę w Europie. Mówiąc dosłownie, „do sporządzenia Kurtza przyczyniła się cała Europa”. Bohater ten otrzymał najlepsze wykształcenie, na jakie jego kontynent w końcu XIX wieku mógł pozwolić. Według idei światłości cywilizowanych ludzi, powinien wprowadzić do Kongo ład. Jednak Marlow mówi o nim tak:

(…) jego dusza była szalona. Przebywała samotnie w dziczy, wpatrując się w samą siebie i, niebo świadkiem!, powiadam wam, oszalała[14].

Kurtz – idealne dziecko kultury – przedstawia również jej wady. W momencie, gdy człowiek jest przekonany o niepodważalnej przewadze swojej rasy nad inną, nie sposób nie zauważyć tkwiącego w nim zła. Humanistyczne idee, o których handlarz kością słoniową pisze w swoich notatkach, to tylko przykrywka dla pychy i wściekłości, które sprowadzają się do stwierdzenia eliminate the vermin. Dlaczego jednak Kurtz oszalał, skoro mógł realizować swoje krwawe ambicje pod hasłami o postępie? Bowiem był zbyt inteligentny, by nie zauważyć sytuacji, w której się znalazł – samotności wobec swojej duszy. Nie było niczego, co mogłoby zmusić go do czynienia zła, żadnej obcej siły, oprócz niego samego; nie było także systemu kontroli społecznej, który utrzymywałby w nim moralność. Zrozumiał, że zło jest stale obecne w człowieku, że człowiek dąży do jego realizacji, a kultura, w którą sam wierzył, jest pusta. Nie jest więc tak, że Afryka w Jądrze ciemności to portret Europy á la Dorian Gray (jak chciałby Chinua Achebe). To kultura europejska przyjeżdża na Czarny Ląd z własną pustką, która zostaje obnażona, gdy przychodzi do realizacji haseł o postępie.

Początkowo Kurtz fascynuje Marlowa, jest on porównywany przez osoby, które spotyka do zbawcy kolonii (daje najwięcej kości słoniowej). Handlarz jawi się Marlowowi jako jedyny „prawdziwy” Europejczyk, czyli ten, który wprowadzając idee w życie, czyni dobro. Jednak marzenie o sprawiedliwym kolonizatorze rozwiewa się – co po nim pozostaje? Przerażająca świadomość tego, kim jest człowiek – istotą złą. Bohater zostaje postawiony przed decyzją: czy powiedzieć ludziom prawdę o Kurtzu, a zarazem o człowieku? Jak wiemy, ostatecznie nie robi tego (a przynajmniej nie w tak zdecydowanej formie, jakiej moglibyśmy się spodziewać) – wymazuje rasistowskie cytaty z jego tekstów, nie przekazuje ostatnich słów Kurtza („To zgroza! Zgroza!”) żonie. Bardzo łatwo przypisać podróżnikowi epitety, jednak lepiej skupić się na tym, co widać w samym tekście. Marlow otrzymał bowiem już informację, jak Europa zareagowałaby na prawdziwą relację o Kurtzu.

(…) nie da się ukryć, że pan Kurtz zrobił dla Kompanii więcej złego niż dobrego. Nie widział, że obecny czas nie sprzyja zdecydowanym posunięciom. Byle ostrożnie – oto moja dewiza. Musimy być niezmiennie ostrożni. (…) Ubolewania godne. Patrząc z szerszej perspektywy, handel na tym ucierpi. Nie przeczę, ilość kości słoniowej jest niesłychana (…) Musimy ją uratować za wszelką cenę, a jednak, niech pan spojrzy, jak niepewna jest sytuacja. A dlaczego? Ze względu na  n i e z d r o w ą   m e t o d ę[15].

Kierownik mówi to po odpłynięciu z miejsca, w którym widział odcięte głowy Czarnych nabite na palisadę. Ma taką samą świadomość zła, jak i Marlow – jednak ubiera to w urzędniczy ton, dzięki któremu okrucieństwo może być nieostrożnością, a zło niezdrową metodą. Nie mamy wątpliwości – dyrektor postąpiłby tak samo krwawo jak Kurtz, dla niego także liczy się ostatecznie tylko maksymalizacja profitów. A jednak to on jest tchórzem, nie handlarz kością słoniową. Kurtz zobaczył swoje zło i oszalał, kierownik może tylko odsunąć zło od siebie. Kłamstwo kultury i kolonizacyjny pęd do zysku ratują go przed popadnięciem w obłęd. „Nie zrozumiecie Kurtza” oznacza dla Marlowa „nie chcecie zrozumieć zła”. Więc powie narzeczonej handlarza to, co ona chce usłyszeć, sfałszuje dokumenty, które pozostawił Kurtz. A co z mecenasem, dyrektorem, księgowym i narratorem? Oni przecież słyszą całą prawdę, od początku do końca. Czy na pewno całą? Przytaczana przez wypowiadającego historia niejako tworzy się w momencie opowiadania (nie jest to np. fragment wspomnień czy dziennika). Marlow mówi rzeczy szokujące, oczekuje reakcji ze strony słuchaczy, co jakiś czas milczy, prawdopodobnie spodziewając się odpowiedzi. Jedyna wypowiedź któregoś z trójki słuchających (nie licząc narratora), to komentarz do zdania, w którym podróżnik nazywa próby ucieczki od prawdy o złu małpimi sztuczkami, tańcem na linie.

Daruj sobie takie uwagi, Marlowmruknął któryś głos, więc przekonałem się, że prócz mnie jeszcze przynajmniej jeden słuchacz nie śpi[16].

Potem już nikt się nie odzywa, słucha jedynie narrator, który także pozostawia opowieść bez komentarza. To, co mówi Marlow, ma wartość już tylko dla niego, mężczyzna stara się wyleczyć z Kurtza, z tego, co zobaczył. Wie, że innych stać tylko na małpie sztuczki, że wziął sobie na barki zbyt duży ciężar – ciężar samoświadomości. Ale czy nie jest to powrót do pojęcia „jądra ciemności”? Czy człowiek naprawdę nie może poradzić sobie z wiedzą o swojej naturze?

O tym Marlow już milczy.

Podsumowanie

Utwór kończy się spojrzeniem narratora „wprost w jądro niezmierzonej ciemności” – nie wiemy jednak, na co tak naprawdę patrzy ten, który jako jedyny słuchał cierpliwie całej opowieści. Czy zmienił swój pogląd na istotę zła? Czy opowieść o upadku człowieka europejskiego wywarła na nim jakiekolwiek wrażenie? Conrad i tutaj milczy, aby nie zakończyć opowiadania toporną, jednoznaczną konkluzją. Jeśli przyjąć za licealną interpretacją, że opowiadanie jest moralizatorskie, to jest to najsłabiej moralizujące opowiadanie, jakie czytałem. Krążenie Marlowa wokół pewnych tematów (zepsucie kultury europejskiej, zło o wymiarze czysto ludzkim) może wyrażać według mnie zarówno odwagę, jak i bezradność autora. Świat, w którym Joseph Conrad pisał Jądro ciemności nie doświadczył jeszcze wieku XX w całej okazałości wojen światowych i ludobójstwa. Główny bohater utworu ostatecznie przecież nie odrzuca fasadowej kultury, niejako zgadza się na jej rządy, chociaż sam się z niej wyobcowuje. Zostawia on nas z pytaniami, na które sam nie mógł odpowiedzieć.

Gdy między grudniem 1955 a wiosną 1956 roku Czesław Miłosz pisał swój Traktat poetycki –  próbę zmierzenia się z powinnościami poezji po II wojnie światowej – jako jednego z pisarzy, którzy zapowiadali wiek XX, wspomina właśnie Conrada:

Głos ostrzeżenia, dla tych, co słyszeli,

Ukrył w powiastce znad tej rzeki Kongo:

Cywilizator, oszalały Kurtz,

Miał kość słoniową ze śladami krwi,

Na memoriale o światłach kultury

Pisał „ohyda”, a więc już wstępował

W dwudziesty wiek[17].

Naruszenie wygodnego przeświadczenia o apriorycznym dobru tego, co europejskie, wciąż aktualne rozważania nad naturą zła w świecie – to punkty wspólne twórczości Miłosza (oraz wielu innych współczesnych artystów) i dzieła Conrada. Opowiadanie Korzeniowskiego nadal mówi do nas żywym językiem, czego przykładem może być nowe tłumaczenie Małgorzaty Heydel. Należy więc czytać Jądro ciemności, aby na nowo przemyśleć to, co odkrył Kurtz –  pustkę ciemności, której musimy stawić czoła.

 Łukasz Żurek


1. Tłum. własne. Tekst An Image of Africa w całości dostępny w bazie cyfrowej JSTOR (http://www.jstor.org/)
2. Konsekwentnie rozgraniczam Conrada od Marlowa, aby uniknąć nieporozumień, które mogłyby zbliżyć mój wywód do poglądów Achebe.
3. J. Conrad, Jądro ciemności, tłum. M. Heydel, Kraków  2011, s. 13.
4. Rdz, 3, 1.
5. J. Conrad, dz. cyt., s. 11.
6. Tamże.
7. Tamże, s. 49.
8. Tamże, s. 23.
9. Tamże, s. 9.
10. M. Mcluhan, Przestrzeń wizualna i akustyczna, tłum. Julian Kutyła, [w:] Kultura dźwięku. Teksty o muzyce nowoczesnej, red. Ch. Cox, D. Warner, Gdańsk 2010.
11. J. Conrad, dz. cyt., s. 10.
12. Tamże, s. 45.
13. Tamże, s. 8.
14. Tamże, s. 87.
15. Tamże, s. 82.
16. Tamże, s. 47.
17. Cz. Miłosz, Traktat poetycki, [w:] tegoż, Wiersze wszystkie, Kraków 2011, s. 391-392.
zp8497586rq