„To książka ważna, ale nie wybitna” – o Cząstkach elementarnych Michela Houellebecqa pisze popularna krytyczka, Magdalena Miecznicka. Dlaczego nie wybitna? W zasadzie to nie wiadomo.
Nie ma nic bardziej przykrego od recenzji pisanych na kolanie. Lepsze już są recenzje egzaltowane („Powieść wyrywa nas z nużącego potoku codzienności”), one chociaż nie próbują uporać się z książką za pomocą jednego (zazwyczaj głupiego) porównania. Poza tym w czasach, w których googlowanie jest podstawą wszelkiego pisarstwa, od poważnego krytyka literackiego oczekuje się czegoś więcej, niż tworzenia efekciarskiego kolażu rozmaitych sądów poprzedzonego mniej lub bardziej gruntownym researchem sieci. Garść cytatów (najlepiej tych kąśliwych i odważnych), do tego ze dwie wypowiedzi pisarza wyjęte z kontekstu oraz wkład własny w formie salomonowego sądu („książka ważna, ale nie wybitna”) dobrej recenzji nie czynią.
Miecznicka w zasadzie wcale nie mierzy się z Cząstkami elementarnymi. Z jej recenzji wynika raczej, że chce się z nimi jak najszybciej uporać.
Robi to w sposób nieszczególnie oryginalny. Najpierw formułuje bezkompromisową tezę, a potem krótko argumentuje ją wybranymi przykładami (nie analizą). W swojej strategii nie stroni od schematu: niemal każdy akapit rozpoczyna od twierdzenia, np. „Michel Houellebecq to najgłośniejszy i najbardziej kontrowersyjny francuski pisarz ostatnich lat”, które od razu argumentuje: „Przez niektórych został okrzyknięty prorokiem i nowym Céline’em, inni nazywają go faszystą i beztalenciem”, by przejść do formułowania twierdzeń kolejnych: „Jego najsłynniejsza książka Cząstki elementarne (350 tys. sprzedanych egzemplarzy i przekład na 25 języków) rozprawia się z pokoleniem ’68, wyśmiewa ideały francuskiej lewicy intelektualnej i nie stroni od ostrej pornografii”.
W dalszej części recenzji dowiadujemy się nowych szczegółów, z których jednak nic konstruktywnego nie wynika. Dlaczego Houellebecq został okrzyknięty nowym Celine’em? Bo nie dostał Nagrody Goncourtów, podobnie jak w 1932 roku nie dostał jej Celine za Podróż do kresu nocy, przegrywając z nikomu dziś nieznanym Guy’em Mazeline’em. Dlaczego oświecona lewica określa go faszystą i beztalenciem? Bo „ustami swoich bohaterów wygłasza opinie rasistowskie i chwali prostytucję”. Dlaczego rozprawia się z pokoleniem ’68? Bo „pokazuje wynaturzenia, do jakich doprowadziły wolna miłość, kult rozrywki, a także postępujący indywidualizm społeczny”. Dlaczego wreszcie „nie stroni od ostrej pornografii”? Bo wywołał oburzenie Francuzów, a żeby wywołać oburzenie Francuzów, trzeba się naprawdę postarać.
Albo więc Miecznicka z (nieco nieprzystającym polonistce) poczuciem oczywistości używa zwrotów w rodzaju: „ustami swoich bohaterów wygłasza”, albo zasypuje czytelnika stosem nieistotnych faktów (jak zestawienie z Celine’em), albo – poprzez zaskakująco idiotyczną argumentację – lekceważy jego inteligencję. I co z tego, że Cząstki elementarne wywołały we Francji skandal? A cóż to za wyznacznik? I jakiej miary był to skandal? Ilu było oburzonych (aż trzech czy tylko dwóch)? Kto się oburzył, a kto wstrzymał od głosu? A może Miecznicka co innego rozumie pod pojęciem skandalu niż reszta świata? A może co innego rozumie pod pojęciem pornografii? Chciałbym to wszystko wiedzieć, skoro już ostrzega się mnie przed pornografią. A najchętniej zapoznałbym się z wybranym cytatem z Cząstek elementarnych, żebym sam mógł ocenić, czy Houellebecq mnie oburza. To chyba lepsze od utrwalania stereotypu wyuzdanych Francuzów.
W każdym razie przed lekturą ostatniego akapitu recenzji Miecznickiej dowiedziałem się, że powinienem nazwisko Houellebecqa znać, bo o nim się teraz dyskutuje, że nie powinienem Houellebecqa czytać, jeśli oburza mnie pornografia i że powinienem go krytykować, jeśli jestem oświeconym intelektualistą lewicowym, bo jego książka to wygłoszona ustami bohaterów krytyka wartości, które wyznaję i tradycji, której hołduję. A co na wszystko sama Miecznicka?
Rehabilituje się nieco we wspomnianym ostatnim akapicie. Zauważa bowiem, że:
Obok odważnej i oryginalnej obserwacji społecznej, w Cząstkach elementarnych na uwagę zasługuje ciekawy pomysł «montażu» literackiego. Właściwa opowieść o losach dwóch braci przeplatana jest komentującym ją suchym dyskursem naukowym z dziedzin takich jak socjologia, biologia, matematyka i fizyka. (…) Efekt «montażu»powoduje, że wydarzenia, często burzliwe i dramatyczne, jawią się jako wynikające z deterministycznych praw naturalnych.
I to jedyny fragment, w którym recenzentka podejmuje się samodzielnej analizy książki. Dzięki tym trzem zdaniom dowiadujemy się, jakie style wykorzystuje Houellebecq, jakie chwyty stosuje i jaki efekt próbuje osiągnąć. To oczywiście za mało, ale gdyby w pozostałej części recenzji Miecznicka nie skupiała się na powtarzaniu banałów, powstałby o wiele oryginalniejszy tekst.
Niestety, chwilę później bezkompromisowa krytyczka powraca do dawnej maniery, w dodatku w najgorszym stylu. „Pomimo rozgłosu i skandalu, jakie od dnia publikacji towarzyszą Cząstkom elementarnym – pisze – porównania z Célinem czy Flaubertem są stanowczo na wyrost. Książka, choć ważna, nie jest dziełem wybitnym”. I nie byłoby w tym nic złego (wreszcie recenzja przestaje być irytująco bezpłciowa), tylko że po przeczytaniu takiej deklaracji czytelnik chciałby usłyszeć chociaż parę zdań wyjaśnienia: dlaczego Cząstki nie są wybitne? Co się Houellebecqowi nie udało? Co próbował osiągnąć, a co nie poszło po jego myśli?
Ale tych wątpliwości Miecznicka nie rozjaśnia. W zakończeniu jej recenzji czytamy jedynie: „Wszyscy wielcy pisarze są reakcyjni – pisze Michel Houellebecq w Cząstkach elementarnych. Dodajmy jednak, że nie wszyscy pisarze reakcyjni są wielcy”. I jeszcze zdanie o tym, że Houellebecq zdobył sławę, bo jest reakcjonistą i jednocześnie Francuzem, a to rzadkie połączenie. Nie dowiadujemy się, dlaczego Miecznicka nie uważa Cząstek elementarnych za powieść wybitną. Pozostaje zaufać jej autorytetowi. Skoro autorka mówi, że nie jest wybitna, to znaczy, że wybitna nie jest i kropka.
Na koniec dwa słowa wyjaśnienia. Nie uważam Magdaleny Miecznickiej za złą krytyczkę literacką. Tym bardziej nie podzielam przewijających się w prasie zarzutów, jakoby Miecznicka nie potrafiła pisać. To fakt, recenzję Cząstek elementarnych napisała akurat na kolanie. Może nie zdążyła przeczytać Houellebecqa dogłębnie. Na jej korzyść świadczy zresztą przytoczona przez Jerzego Sosnowskiego anegdota, jak to w prowadzonym przez niego Klubie Trójki Miecznicka nie mogła pogodzić się z tym, że Houellebecq wiecznie myli tropy i nigdy w zasadzie nie wiadomo (ani gdy wypowiada się prywatnie, ani gdy wypowiada się poprzez swoje książki), kiedy wyraża własne poglądy. Przypomnijmy, że w recenzji Cząstek elementarnych Miecznicka nie miała podobnych wątpliwości.
Nie w tym jednak rzecz. Najgorsze jest to, że słaba recenzja Miecznickiej została opublikowana w „Gazecie Wyborczej” i na stałe weszła do obiegu czytelniczego. Co gorsza, nie wywołała żadnych komentarzy i nie wzbudziła niczyjego zainteresowania. Najwyraźniej jest w niej wszystko, czego poczytnej recenzji potrzeba: zwrócenie uwagi na skandal intelektualny i obyczajowy, który wywołała publikacja kontrowersyjnej książki, dynamiczne wyliczenie wątków obecnych w fabule oraz zestawienie Houllebecqa z pisarzami rzekomo mu pokrewnymi. Po lekturze takiej recenzji czytelnik ma wiedzieć, o czym mniej więcej są Cząstki elementarne, że to powieść antylewacka i że jej kluczowy target stanowią seksoholicy-reakcjoniści. Jeszcze na marginesie można dodać, że w większym stopniu za sprawą wywołanego skandalu, a w dużo mniejszym poprzez zastosowane w powieści inteligentne gry z narracją, Houellebecqa porównuje się czasem do Celine’a czy nawet do Flauberta, są to jednak porównania na wyrost. Cząstki elementarne to książka wprawdzie ważna, ale nie wybitna.
Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że nie tylko ja jestem takim poziomem recenzji stanowczo nieusatysfakcjonowany.
Artur Hellich
Art:)))
Recenzja „Cząstek…” teraz? Widocznie wznowiono.
Dostało się pani Miecznickiej, choć podobnych recenzji dużo.
Nie, to stara recenzja. Przyczynkiem do napisania o niej był fakt, że pokłosie sądów w niej zawartych widoczne jest w wielu innych recenzjach internetowych – Miecznicka jest krytyczką bardzo wpływową. Poza tym jej recenzja, mimo że wiekowa, wciąż jest łatwo dostępna i „króluje” na googlach, bo ukazała się w popularnej GW. Wydaje mi się, że to wystarczający powód, aby się do niej przyczepić :)
Przekonałeś mnie.