Niewinni Czarodzieje. Magazyn

„To jest typie Zawada, coś więcej niż w weekend bal”

Ilustracja: Katarzyna Kałaniuk

Co przeciętny Polak wie o Elblągu? Najczęściej niewiele („To koło Gdańska?”). Zdarza mi się jednak spotykać osoby, które kojarzą nieco więcej faktów. Wielbiciel piwa zapewne wspomni o elbląskim browarze, w którym produkowane są m.in. znane wszystkim EB i Specjal; zapalony podróżnik napomknie o Kanale Elbląskim i przepięknej Bażantarni. Ktoś inny wymieni Ryszarda Rynkowskiego jako jednego z najbardziej znanych elblążan[2]. Przedstawiciele młodszego pokolenia często z kolei mówią o VNM-ie. Ten popularny w całej Polsce raper pochodzi z Zawady – elbląskiego osiedla, z którym mam masę wspomnień.

Jestem rodowitą elblążanką z całkowitego przypadku. Moja matka pochodzi z okolic Poznania, ojciec – spod Białegostoku. Ze względów ekonomicznych imigrowali oni do tego najstarszego na Warmii i Mazurach miasta. Żeby było śmieszniej, wcale nie mieszkaliśmy na Zawadzie. Z mojego domu miałam tam może dwie minuty drogi. Ale dopiero w okolicach drugiej klasy gimnazjum zaczęłam regularnie bywać w sąsiedniej dzielnicy. I to nawet nie z powodu szkoły (do tej szło się w przeciwnym kierunku).

Kolejny raz przypadek sprawił, że jedna znajomość pociągnęła za sobą kilka innych. Brak doświadczeń wśród blokowisk w dzieciństwie (wychowywałam się na małym, spokojnym osiedlu z kilkoma budynkami czteropiętrowymi) nadrabiałam z nawiązką w okresie dojrzewania. Nie wiem, na ile moje przeżycia wiążą się z urokiem lat nastoletnich, a na ile ze specyfiką dzielnicy. Mimo to zapraszam do podróży po Zawadzie. Poniżej kompilacja tego, co smutne, wesołe, czasem śmieszne, straszne, momentami brutalne, ale przede wszystkim – prawdziwe.

POMPA

Wszystko zawsze zaczynało się od Pompy. I nie jest to żaden slang – naprawdę chodziło o najzwyklejszą pompę. Postawiona między blokami, porośnięta krzakami i drzewkami dookoła; nawet leciała z niej jeszcze woda! Ale nikt już z pompy wody nie nabierał, dlatego stała się naszym punktem spotkań. Doskonały roślinny kamuflaż pozwalał na palenie papierosów „bez przypału”. Blisko była też meta, na której kupowało się ruskie szlugi, najczęściej na sztuki, bo rzadko kiedy ktoś z nas miał kasę na całą paczkę.

Właśnie na Pompie nauczyłam się palić. Sporo moich znajomych to robiło, ale nigdy nie było żadnego społecznego „przymusu” kopcenia. Co więcej, wszyscy mi to odradzali. „Jak nie palisz, to lepiej nie zaczynaj” – mówili. „No, ale jednak sami to robią – myślałam – czyli musi być w tym coś fajnego”. Ciekawość nie dawała mi spokoju. Poprosiłam koleżankę, żeby mi pokazała, jak trzeba się prawidłowo zaciągać. Załapałam bardzo szybko. Ani się obejrzałam, jak nałóg złapał mnie w swoje sidła. Koleżanka rzuciła po trzech miesiącach. Ja palę do dziś.

JEDYNKA

Kilka nisko piętrowych budynków połączonych korytarzami i parę boisk to właśnie Jedynka – gimnazjum, do którego chodziła część moich znajomych z Zawady. Z tego, co słyszałam, nie cieszyło się zbyt dobrą opinią. Ale Jedynka była dla nas ważna nie ze względów edukacyjnych. O ile na Pompę wychodziło się na papierosa i krótką rozmowę, o tyle na Jedynce siedziało się godzinami. Szczerze mówiąc, nie pamiętam, co mogliśmy tam robić przez tyle czasu. Męska część ekipy często grała w koszykówkę. A ja i koleżanki? Przesiadywałyśmy najczęściej na niskim dachu zwanym MTV (kompletnie nie pamiętam, skąd się wzięła ta nazwa), rozmawiając o wszystkim. Czasem przenosiłyśmy się na murek w pobliżu boiska, gdzie zdarzało nam się spotkać Jacę.

Nikt nie wie, skąd się wziął, ile dokładnie miał lat i czy Jacek to jego prawdziwe imię. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz poszłam na Jedynkę, on już tam był. Najczęściej grał w kosza. Zawsze w bluzie zapiętej pod samą szyję i w spodniach podciągniętych po pas, z doczepioną do szlufki starą przedpotopową komórką. Kiedy odbierał telefon (tylko od mamy), schylał się do kieszeni, bo smycz była zbyt krótka, żeby ją dociągnąć do ucha. Gdy widziało się Jacę, machało się z daleka i krzyczało „Beju!”, mimo, że bejem nie był. Zawsze pozdrawiał nas z uśmiechem, tak samo, jak my jego. Kiedy pytało się: „Jaca, jak tam w szkole?”, odpowiadał: „Same szóchy z polaka!”. Jego teksty zyskały miano kultowych, a sam sama postać stała się legendą.

Jaca miał koło trzydziestu paru lat i był upośledzony.

SKARPA

To było nasze coweekendowe miejsce spotkań. W piątek po szkole wracałam szybko do domu zjeść obiad (albo tylko odłożyć plecak) i leciałam na Skarpę. Niekiedy, najczęściej w wakacje, szło się tam prosto z Jedynki. Wystarczyło minąć garaże, przejść obok ogródków działkowych, powspinać się trochę na górę – i już. Poza nami praktycznie nikt się w te okolice nie zapuszczał. Czasem, gdzieś w oddali, pojawiał się ktoś na spacerze z psem, ale to wszystko.

Na Jedynce czy na Pompie zwykle spotykaliśmy się w parę osób, w różnych składach, w zależności od tego, kiedy kto mógł i chciał. Na Skarpie były nas dziesiątki. Wpadali nie tylko ludzie z Zawady, ale też znajomi znajomych z różnych części Elbląga. Nie da się opisać tego, co tam się działo. Co tydzień, w tym samym miejscu, organizowaliśmy najlepsze melanże, jakie tylko można sobie wyobrazić. Piwo, wino, wódka. Wszystkiego było pod dostatkiem. „Nie masz kasy? Nie szkodzi. I tak wrócisz do domu nawalony. Nie myśl o tym, że znowu będziesz miał przypał u starych. Co z tego, że masz zagrożenie z matmy. Przestań, baw się!”.

Po paru godzinach libacji każdy się zataczał, bełkotał i śmiał ze wszystkiego. Ci, którzy przesadzili z alkoholem, leżeli w krzakach, podrapani do krwi, albo spadali ze Skarpy prosto na sam dół. Nikogo z nas już to nie szokowało. Co najwyżej śmieszyło.

Sezon Skarpowy otwieraliśmy wczesną wiosną i zamykaliśmy późną jesienią. Co odważniejsi pili tam jeszcze, gdy spadł śnieg. Ja jednak najlepiej wspominam wiosenno-letnie imprezy, z idealnym widokiem na zachód słońca. Niejednokrotnie te zachody fotografowałam, tak byłam nimi zachwycona. Ostatnio nawet chciałam znaleźć na dysku jakieś zdjęcia tego cudu natury. Nie mam żadnych. Wszystkie usunęłam.

PRZEDSZKOLE

Przedszkoli, na terenie których przesiadywałyśmy z dziewczynami, było kilka. Najlepiej jednak wspominam to, które znajdowało się za blokami w pobliżu Jedynki. Czasem chodziłyśmy się tam pobawić. Powspinać na drabinki, porobić fikołki, pohuśtać się. Nigdzie nie było tak fajnych placów zabaw, jak na Przedszkolu.

A po wszystkim siadałyśmy i plotkowałyśmy o tym, co ostatnio działo się na Skarpie. Kto co mówił, kto się z kim całował, kto z kim zerwał, kto znów się upił i spał. Zawsze było coś do obgadania. Do czasu następnej imprezy, na której działo się jeszcze więcej. I tak to się toczyło.

***

Tutaj każdy z nas, każdy poznał prawdy smak

Odkrył świat, dziś brakuje nam tamtych lat[3]

A potem zaczęło się liceum. Niektórzy starsi znajomi powyjeżdżali na studia. Pojawili się nowi ludzie, zmieniło otoczenie, coraz częściej brakowało czasu i jakoś ta nasza ekipa powoli się rozeszła, każdy poszedł w swoją stronę. Parę razy próbowaliśmy reaktywować Skarpę, ale to już nie było to samo. Potworzyły się grupki, inni zaczęli się izolować.

Zdecydowana większość moich znajomych, z różnych etapów życia w Elblągu, przeniosła się do Trójmiasta. Gdy nieco później to ja stanęłam przed wyborem przyszłej uczelni, pomyślałam tylko o jednym: zmienić otoczenie. Wybrałam Warszawę.

Na Zawadzie nie byłam od lat, nie wiem, co się dzieje na Jedynce ani czy ktoś jeszcze chodzi na Pompę. Z większością osób z ekipy nie mam kontaktu. Z niektórymi sporadyczny, fejsbukowy.

Co jakiś czas się przeprowadzam – wciąż szukam swojego miejsca w stolicy. Niedawno zamieszkałam na Marymoncie. Wieżowce są tu jeszcze wyższe niż na Zawadzie. Zamiast VNM-a w moich słuchawkach leci Young Thug. Papierosy, jak zawsze, są ze mną, tylko już nie te mocne, ruskie, a mentolowe, których smakowy filtr maskuje prawdziwy smak. Skarpę zastąpiła Wisła. Widocznie i w moim przypadku sprawdza się stare miejskie porzekadło: „Człowiek wyjedzie z Elbląga, Elbląg z człowieka – nigdy”.

Katarzyna Kosińska

 

[1] Tytuł: VNM, Zawada.

[2] O ten tytuł mógłby konkurować Wojciech Cejrowski, który – według Grzegorza Brzozowicza (Cejrowski. Biografia, 2010, s. 25) – urodził się w Elblągu. Podróżnik jednak informacji nie potwierdził.

[3] VNM, dz. cyt.

Exit mobile version