
„Malarzem, prawdziwym malarzem będzie ten, kto potrafi wydrzeć życiu dzisiejszemu jego epickość, pokaże ją nam, za pomocą koloru i rysunku pozwoli zrozumieć, jak jesteśmy wielcy i poetyczni w naszych krawatach i lakierowanych butach…” – pisał w roku 1845 Charles Baudelaire. Odkrywał wtedy przed światem związek sztuki nowoczesnej z modą. W tym roku przypadała sto pięćdziesiąta rocznica śmierci poety, więc in memoriam.
Miejscem akcji jest oczywiście Paryż, „stolica świata industrialnego, intelektualnego, świata zarazem modnego” („Magazyn Mód. Dziennik Przyjemnych Wiadomości” 1850, nr 30, s. 179). Po paryskich promenadach przechadzali się eleganccy mężczyźni. Nawet baczny obserwator miałby kłopot z rozstrzygnięciem, kto jest kim: kto bankierem, kto przemysłowcem, kto profesorem. W XIX wieku męski strój się zestandaryzował, miał być wygodny i prosty. Subtelności i oryginalność stroju pozostawiono damom; gentlemanom zalecano natomiast zajęcie się sprawami istotnymi – pracą lub nauką. Szkoda było czasu na dobór fraka, pasującego kolorem do pantalonów. Projektanci i krawcy wyszli więc naprzeciw praktycyzmowi i stworzyli nowy rodzaj ubioru męskiego – garnitur, czyli strój trzyczęściowy, składający się z marynarki, kamizelki i spodni, szytych z jednego materiału i w tym samym, zazwyczaj czarnym kolorze.
Baudelaire musiał na patrzeć na postępującą unifikację. Jako piewca nowoczesności nie mógł odrzucić obowiązujących kanonów mody. Jako genialny artysta nie mógł się wyzbyć indywidualności. Konflikt trudny do zażegnania. W świecie, w którym dandysa kojarzono już tylko z zamierzchłym romantyzmem, a stylizowanie się na Byrona było passé, nie pozostawało nic innego jak zaakceptowanie paryskiego szyku po to, by wtopić się w tłum, jedynie w głębi serca zachowując poczucie niezależności. Tak mógł uczynić przeciętny pisarz, ale nie Baudelaire. Symbolem jego artystycznej i modnej ekstrawagancji stał się fular.
Dlaczego akurat fular? Jak podaje Słownik mody Eli i Andrzeja Banachów, fular to „lekka i miękka materia jedwabna lub półjedwabna, trwała i połyskliwa; używana na chusty do owijania szyi”. Moda na fulary narodziła się w Londynie, a za jej prekursora uchodzi George Bryan Brummell (1778–1840). W pamięci potomnych zapisały się wizerunki elegantów w fularze: Françoisa-Renégo de Chateaubrianda (uznawanego przez Baudelaire’a za wzór), Franza Liszta, markiza Astolphe’a de Custine’a. Jednak nie o historię tego dodatku męskiej garderoby tu chodzi, lecz o rolę, jaką odgrywał w spektaklu Moda dla panów (słowo spektakl jest tu kluczowe, o tym za chwilę).
Fular to błyszcząca prostokątna chusta, wycięta w skos, wiązana w sposób fantazyjny, najczęściej na kokardę. Pełniła tę samą funkcję co krawat, czyli miała dodawać szyku i elegancji: „Krawat stanowi szczegół bardzo ważny dla młodych elegantów – potrafią oni cały kwadrans czasu zmarnować nad wyborem krawatu, aby był do twarzy, pasował dobrze przy koszuli i ładnie odbijał przy garniturze. To drobiazg – przyznajmy jednak, że krawat niezgrabnie zawiązany lub zbyt jaskrawy, nasuwa wątpliwość o dobrym guście właściciela” („Tygodnik Mód i Powieści” 1908, nr 26, s. 12). Przypomnę, że Mickiewicza wyrzucono z domu gry z powodu źle zawiązanej pod szyją chustki (o czym Słowacki doniósł matce z nieukrywaną satysfakcją).
Fulary, chusty i krawaty są przede wszystkim dodatkiem.Dodatki mają to do siebie, że mogą być albo nieistotnym szczegółem, albo szczegółem rozstrzygającym, a efekt zawsze zależy od tego, kto go stosuje. O ile w XIX wieku panowie nie mogli eksperymentować z doborem garniturów, o tyle wybór akcesoriów do stroju mógł stanowić wyzwanie.
Dlaczego dodatki były ważne? Baudelaire odpowiada na to pytanie w Paryskim spleenie i Kwiatach zła. Chodziło o rekwizyty w spektaklu życia rozgrywanego na ulicach, bulwarach, w zaułkach. Miasto nowoczesne w oczach poety jawiło się jako wielka scena, na której każdy mieszkaniec odgrywał swoją rolę. Liczba wrażeń, zjawisk, ludzi nie pozwalała skupić uwagi na jednym elemencie rzeczywistości, zwłaszcza komuś, kogo charakteryzują ciągły niepokój i pragnienie doznań. Baudelaire wiedział, że w przestrzeni miejskiej wzajemne obserwowanie się, podglądanie, wymiana spojrzeń między nieznającymi się mężczyzną i kobietą były codzienną praktyką. Tu obowiązywały reguły: masz sekundę, żebyś został dostrzeżony. Musisz odróżnić się widzialnym detalem, na który pada wzrok przechodnia. Dodatek świadczył o indywidualnych upodobaniach, charakterze, sposobie bycia. Błyszczący fular wiązany w fantazyjną kokardę też miał coś do powiedzenia.
Dla społeczeństw drugiej połowy XVIII i pierwszej połowy XIX wieku dandys był synonimem mężczyzny nonszalanckiego i ekstrawaganckiego, wyróżniającego się nadmiernym przywiązaniem do modnego stroju, posługującego się wyrafinowanym językiem i dbającego o maniery. Dla Baudelaire’a termin ten znaczył więcej. Poeta przeczuwał nadprzyrodzoną wielkość dandysa i otaczającą go aurę niezwykłości, sam jednak nie do końca potrafił określić, na czym ta niezwykłość miałaby polegać. Baudelaire wielokrotnie wracał do tego w swojej twórczości. Dużo zapisków pochodzi zwłaszcza z wydanych pośmiertnie Dzienników poufnych, na kartach których mnożą się jednak same znaki zapytania i kwestie „do wyjaśnienia”: Wieczna wyższość Dandysa. Co to jest Dandys?; Dandyzm – Kto to jest człowiek wyższy nad innych?” itd. Również z korespondencji wynika, że około 1860 roku miał w planach napisać Le Dandysme littéraire, ou la Grandeur sans convictions, czyli esej poświęcony dandyzmowi, a dodatkowo większy utwór prozatorski, będący summą obyczajów i zjawisk epoki, w tym mody. Ostatecznie Baudelaire nie wywiązał się z obietnicy i ani zapowiadanego artykułu, ani tym bardziej wyczekiwanej powieści, nie napisał. Pozostawił do analizy jedynie trzystronicowy rozdział Dandys w Malarzu życia nowoczesnego, trzeba przyznać, że pełen spostrzeżeń. Najważniejsze definicje:
- „Dandyzm jest ostatnim błyskiem bohaterstwa w dekadencji”;
- „Dandyzm to zachodzące słońce”;
- „Dandyzm (…) jak spadająca gwiazda jest wspaniały”;
- „Piękno dandysa (…) rzekłbyś, utajony płomień, który można odgadnąć, który mógłby, lecz nie chce świecić”.
Czas na zagadkę: co łączy te formułki? Natknęłam się – tu dygresja – na ofertę pewnego francuskiego sklepu wysyłkowego, który zachęca do kupna jedwabnego fularu Baudelaire’a (fr. Foulard en soie Baudelaire). Jego zalety: luksus, jakość i unikatowość, a to wszystko za jedyne 69 euro. Trudno o bardziej korzystną cenę w przypadku produktu sygnowanego tak znaczącym w świecie mody nazwiskiem (koniec dygresji).
Odpowiedź na zagadkę brzmi: fular. Wykonany jest z połyskliwej tkaniny, stąd skojarzenie ze słońcem, gwiazdą i płomieniem. Warto zwrócić uwagę, że błysk przywołanych przez poetę zjawisk jest przytłumiony. Fular musi taki być jako dodatek i – kluczowa sprawa – symbolizuje ukryty blask wewnętrzny jego posiadacza. Nasuwa się pytanie o kolor. Zdjęcia Baudelaire’a nie będą pomocne, są czarno-białe. Od fotografii poeta wolał malarstwo i rysunek: „(…) przemysł fotograficzny [to] ucieczka dla wszystkich chybionych malarzy, zbyt mało zdolnych lub zbyt leniwych, aby ukończyć studia” (Salon 1859). Znamy portrety wykonane przez malarzy takich jak Gustave Courbet, Edouard Manet czy Emile Deroy. Ten pierwszy przedstawił Baudelaire’a w żółtym, czy może złotym fularze. Odcienie żółtego i czerwonego pojawiają się również na niektórych autoportretach szkicowanych piórem. Te kolory, kojarzone głównie z ogniem czy słońcem, nie były dobrane przypadkowo. Ale tu trzeba pamiętać o prawie wyobraźni, tajemniczej „królowej zdolności”, jak ją określał sam Baudelaire. To ona odgrywa najważniejszą rolę w procesie twórczym, co oznacza, że każdy element zanim zostanie namalowany, musi przejść przez filtr percepcji, wyobraźni oraz zdolności artysty: „(…) świat widzialny jest tylko zbiorem obrazów i znaków, którym wyobraźnia wyznacza odpowiednie miejsce i wartość; jest to rodzaj pokarmu jaki ona ma przetrawić i przetworzyć” (Salon 1859). Obraz wcale nie musiał być zgodny z rzeczywistością. Żółty fular poety namalowany przez Courbeta też niekoniecznie. Ale przecież nie od tego jest sztuka, żeby odtwarzać naturę.
Według Baudelaire’a „słowo dandys nasuwa (…) myśl o subtelności charakteru i zdolności rozumienia mechanizmu świata” (Malarz życia nowoczesnego). Cechami fularu są delikatność i subtelność. To, co wewnątrz człowieka (charakter), dało się pokazać na zewnątrz (fular). Nie był to jednak znak czytelny dla wszystkich, lecz dla obserwatora podobnie wrażliwego, rozpoznającego w mgnieniu oka związek między osobowością przechodnia a jego prezencją, a także między życiem wielkiego miasta a kondycją nowoczesnej sztuki, między przedmiotem a artystą. Cytat z początku artykułu odnosi się do Constantina Guysa, współczesnego poecie malarza i rysownika. Fragmentem obrazu „życia nowoczesnego” jest Baudelaire. Ale nie da się zaprzeczyć, że i Baudelaire jest portrecistą Guysa, a więc malarzem malarza. Mówił więc także o sobie, o tym, jak jest poetyczny w swoim fularze, który mógłby, lecz nie chce świecić.
Patrycja Wojda
Zobacz także:
Pochwała eufemizmu – cztery przykłady z rzędu