Najsłynniejszym Polakiem w Ameryce Południowej jest Karol Wojtyła. Ale w Chile Ignacy Domeyko nie ma sobie równych. Nazwisko kolegi Mickiewicza powtarza się w nazwach ulic (Calle Domeyko), placów (Plaza Ignacio Domeyko), miejscowości (Pueblo Domeyko), pasma górskiego w Andach (Cordillera Domeyko), szczytu (Cerro Domeyko), portu (Lugareja Domeyko). Pomniki i tablice nie pozostawiają wątpliwości, who rules – przepraszam: quien impera – w Chile. W Polsce Domeyko w rankingu popularności nie miałby szans na pierwszy tysiąc. Co poszło nie tak i kto przeszkodził?
Przenikliwe oko niespiesznego przechodnia prześlizguje się po twarzach osób napotkanych na bulwarze paryskim. Lustruje wszystko i wszystkich – dostrzega urodę ukrytą „pod patyną nędzy”, zauważa bladość przykrywającą „zwykłą bladość”, spostrzega „rękę śliczną” unoszącą falbanę sukni, a pod suknią – „posągowe nogi”. Nic nie umknie uwagi XIX-wiecznego obserwatora rozmiłowanego „w mnogości, falowaniu, ruchu”.
Być może w zainteresowaniu literaturą fantastyczną przejawia się także wiara w to, że istnieje świat inny od naszego. Wiara w inny świat leży zresztą u podstaw duchowej kondycji człowieka.
Nie ma powodu, dla którego na jedno z naszych osiedli nie mieliby się przeprowadzić poeci – tacy z wielką ambicją i talentem. A gdybyśmy się dowiedzieli, że mieszkamy drzwi w drzwi z Mickiewiczem, po sąsiedzku ze Słowackim, a klatka w klatkę z Norwidem? O którym z nich moglibyśmy powiedzieć, że cieszy się największym szacunkiem na osiedlu? Do paczki którego chcielibyśmy należeć? Z kogo żartowalibyśmy ze znajomymi na klatce schodowej?