Karburator na pierwszy rzut oka nie wygląda skomplikowanie. Jak dowiadujemy się z powieści Čapka, to prosty miedziany walec, z którego wybiega tłok napędzający koło zamachowe. Nazwa maszyny sugerująca związek z węglem (tak należałoby tłumaczyć łacińskie carbo) nie jest jednak najfortunniejsza.
Karburator działa nie tylko na węgiel, lecz także na każdy rodzaj paliwa, które w jego kotle spala się w sposób całkowicie bezstratny. Dzięki pojedynczemu urządzeniu „jeden kilogram węgla przy doskonałym spalaniu mógłby napędzać przyzwoitą fabrykę przez kilkaset godzin” (s. 13). Bardziej trafnym określeniem od „Karburatora” byłby choćby „Komburator” – lepszy o tyle, że przesuwa akcent z paliwa na samą czynność spalania (od łac. comburo – ‘spalać, spopielać’). Niemniej w świecie powieści przyjmuje się nazwa błędna. Uznania nie zdobywają także inne propozycje, takie jak Atomkettle, Carbowatt, Disgregator, Bondymover, Hylergon, Molekularstoffzersetzungskraftrad czy E.W.; nazwy bardziej adekwatne, nieprześlepiające związku między odbywającym się w karburatorowym kotle wytwarzaniem a niszczeniem.
Na niekorzyść nazwy „Karburator” działa również to, że jest ona… synonimem gaźnika. Čapkowski Karburator nie ma tymczasem wiele wspólnego ze swym rzeczywistym odpowiednikiem. Działa on bowiem w wymiarze subatomowym: elektrony krążące wokół jądra atomowego wysadza z orbitali, by wykorzystać zawarty w nich ładunek elektryczny. Działanie powieściowych generatorów przynosić może skojarzenia z pracą reaktorów jądrowych, z tym że na początku lat 20., gdy Čapek pracował nad tekstem, fizyka kwantowa znajdowała się jeszcze w zarodku. Powtórzenie, że czeski fantasta wyprzedził swoją epokę, byłoby jednak recenzenckim banałem. O banał nie można zaś posądzić napędzającej fabułę myśli, że w każdym atomie zamknięta jest cząstka Absolutu. Z materialnej powłoki cząstkę tę wydobywać miałyby niszczące, anihilujące materię atomowe kotły. Karburator okazuje się zatem, mówiąc wprost, urządzeniem produkującym Boga. Odwrócenie jest pełne, skoro maszyna, dzieło człowieka, zaprogramowana zostaje na stwarzanie Stworzyciela.
Wydaną w 1922 r. powieść Čapka najłatwiej czytać jako dystopijną wizję nieodległej przyszłości. Akcja rozpoczyna się na początku 1943 r. Kryzys energetyczny zostaje zażegnany. Oto superwydajne Karburatory zastępują inne źródła energii. Problem w tym, że wszędzie, gdzie się pojawiają, wybucha religijna gorączka. Karburatornie zamieniają się w miejsca kultu, a ludzie masowo się nawracają. Nowym światem steruje pragnienie świętości. Resekularyzacja okazuje się owocem – jak na ironię, jak na literaturę czeską przystało – postępu technicznego, produktem nowoczesności: to cud techniki funduje triumfalny powrót religii. Religii, co kluczowe, w liczbie mnogiej, ponieważ Bóg manifestuje się na nieskończenie wiele sposobów, każdej nacji majaczy się inaczej (trudno odmówić autorowi poczucia humoru, gdy wpada na pomysł, aby nadwiślańskie Karburatory produkowały Absolut pod postacią wódki). Świat ostatecznie staje się przestrzenią walk konkurencyjnych konfesji. Jeżeli czytać Fabrykę kluczem „powieści z morałem”, byłaby ona ostrzeżeniem przed odurzeniem jedną jedyną prawdą, ześlizgnięciem w stronę bezdusznego partykularyzmu. Tragicznym przypisem do tak czytanej powieści stanie się rzeczywisty wybuch „Największej Wojny”, ale potwierdzenia swoich intuicji pisarz, zmarły nagle kilka dni po aneksji czeskich Sudetów, już nie doczeka.
Kontekstem dla czytanej dzisiaj Fabryki może być wzorcowo przeprowadzona w Czechach laicyzacja, korzeniami sięgająca przedwojennego antykatolicyzmu spod znaku Tomàša Masaryka – prezydenta czeskiej republiki, którego linię polityczną Čapek wiernie wspierał. Współczesne Czechy plasują się w czołówce najbardziej zeświecczonych krajów europejskich; według statystyk dwie trzecie (!) Czechów deklaruje ateizm. Na skierowane do nich pytanie Mariusza Szczygła, „jak się Państwu żyje bez Boga?”[1], również z ust Čapka można by się spodziewać odpowiedzi: „lepiej”. Ekstremalną laicyzację zapowiada on bowiem w finale powieści. Zamyka ją prosta, dosadna pointa: „Świat będzie zły, dopóki ludzie nie zaczną wierzyć w ludzi” (s. 150). Nie zaczną zaś, dopóty karburatory będą pracować czy też, mówiąc słowami jednego z bohaterów powieści, dopóty modlenie się, śpiewanie, miewanie widzeń, prorokowanie, robienie cudów „i jeszcze to i owo” (s. 150) będzie legalne. Historia czeskiej sekularyzacji bierze początek właśnie w dobie masarykowskiej. Ówczesny powrót do husytyzmu stanowił sprzeciw przede wszystkim wobec radykalnej instytucjonalizacji religii, której nieznośną, skrajną realizacją był właśnie katolicyzm, kontestowany z nie mniejszym zapałem w powieści Čapka, co przez prezydenta-demokratę. Trzeba przy tym pamiętać, że w Czechach katolicyzm postrzegano nie jako religię narodową, jak dajmy na to w Polsce, lecz jako religię obcą, narzuconą przez monarchię austro-węgierską. Zerwanie z katolicyzmem było więc nie tylko gestem odzyskanej suwerenności, lecz także symbolem odrodzonej demokracji, której hierarchicznie, absolutystycznie zorganizowany Kościół jawnie zaprzeczał.
„Przecież to Kościół – pisze Szczygieł w komentarzu do Fabryki – jest historycznym nosicielem idei Absolutu, czyli także wykluczenia poglądów innych niż przez Absolut aprobowane. Kościół w powieści nie autoryzuje działalności Absolutu do momentu, gdy produkujące go maszyny są w innych rękach. Skłonny jest go dopiero uznać za swój, gdy pojawia się możliwość zysku”[2]. Absolut wykazuje nie tylko morfologiczne pokrewieństwo z absolutyzacją, która wykreśla wszak kierunek powieściowej fabuły.
Nazwisko Szczygła musiało tutaj paść, bo w jego czeskiej wersji – Stehlík – dało ono nazwę nowej, starannie przygotowywanej serii wydawniczej. Zaprojektowana i redagowana przez autora Gottlandu, prezentuje perełki literatury czeskiej. Przy czym „perełkę” należy rozumieć jako tekst zarówno wciągający, prowokujący czy wręcz obrazoburczy, jak i intrygująco wieloznaczny i niedopowiedziany.
Naturalnie, otwierającą „Stehlíka” powieść Čapka również trudno zredukować do górującej nad całością tezy. Čapek mnoży pytania: o odpowiedzialność wynalazcy za wynalazek (lub, by rzecz odwrócić, stworzyciela za stworzenie), etyczność badań naukowych, warunki zastopowania postępu technicznego. Stosunek pisarza do technologii cechuje głęboka ambiwalencja, jakby rzeczywiście miał on do czynienia z obiektem świętym, doświadczał w jego sąsiedztwie jednoczesnej fascynacji i grozy. Entuzjastyczny podziw dla udostępnianych przez naukę możliwości graniczy z panicznym lękiem przed ich nadmiarowością. Ambiwalencję tę czuć też w innych Čapkowskich próbach science fiction. W Sprawie Makropulos podnosi on problem odwiecznego pragnienia nieśmiertelności, odtąd możliwego do zaspokojenia dzięki technice. Dramat R.U.R. (Roboty Uniwersalne Rossuma) sygnalizuje z kolei zagrożenie drzemiące w sztucznej inteligencji. Fantastyka w wydaniu Czecha ochoczo porusza także problematykę doraźnej polityki, jak w diagnozującej zyskujący na znaczeniu w latach 30. faszyzm w alegorycznej Inwazji Jaszczurów.
W Fabryce można więc zobaczyć dystopijną fantastykę, odważną satyrę, komentarz polityczny; dosłownie czytana, mówi zaś, że Karburatory wcale nie wytwarzają Boga, lecz produkt unicestwianej materii, byt, którego modusem pozostaje niebycie. To, co zostaje sfabrykowane, to nieistnienie „w stanie chemicznie czystym” (s. 20). Uruchamiany w atomowych kotłach proces dematerializacji akcentuje kwestię manifestującej się nicości, ku której obraca się Čapkowskie uniwersum. Wyklarowane, wypreparowane Nic jako imię Absolutu wyznacza właściwy punkt ciężkości powieści.
Przeczucie nicestwiejącej obecności krąży po twórczości Čapka, o czym nie pozwala zapomnieć redaktor tomu. Na jednej z fiszek umieszczonych między stronami powieści przypomina o wczesnym tekście Czecha – napisanym jeszcze w 1917 r. opowiadaniu Ślad. Dwaj wędrowcy przemierzają w nim lodową pustynię. W najbardziej oddalonym punkcie odnajdują samotny odcisk buta. Jeśli do napotkanego śladu nie prowadzą żadne kroki, to kto mógłby go zostawić? Trudno o lepszy znak nieobecności niż idiomatyczny dla zwrotu antymetafizycznego ślad. Kształt podeszwy odciśnięty w śniegu odnosi się do czegoś, co jawi się jako wgniecenie, a więc coś, czego zasadniczo nie ma. Odsyłający do jakiejś źródłowej obecności ślad znaczy już wyłącznie jej zniknięcie, brak. Ślad buta reprezentuje coś, co uobecnia się, kwestionując swoją obecność, jako coś, czego być może nigdy nie było: atrybucja śladu pozostaje podróżnikom nieznana i niemożliwa do rozpoznania. „Istnieją w życiu rzeczy – mówi jeden z nich – które nie wiążą się z niczym innym i w każdych okolicznościach dowodzą tylko swego osamotnienia” (s. 112-113, fiszka). Odkryte przez wędrowców „śladowe” Nic wysyła swój nienaśladujący niczego znak.
Również w Fabryce najbardziej frapuje ten tryb lektury, którego zapalnikiem staje się anonsowany w jedynym w całej powieści przypisie problem semantyki. Tak jak „Karburator” nie jest najszczęśliwszym określeniem, tak też „Absolut” nie przystaje do swego desygnatu, odkleja się od niego, ujawnia swoją prowizoryczną referencjalność. Tytułowy Absolut pseudonimuje coś, czego w istocie nie ma, co raptem wyprodukowały Karburatory – domagające się nazwy znaczone. Pozostaje ono jednak ziejącą pustką. Odsyłające do niej ślady dosłownie (nie) znaczą niczego. Język obraca się w niwecz, „powraca w swoje pierwotne nic” (s. 12).
Zbigniew Jazienicki
[1] M. Szczygieł, Zrób sobie raj, Wołowiec 2010, s. 105.
[2] Idem, Klasyka – reaktywacja, http://wyborcza.pl/1,75475,18531867,klasyka-reaktywacja-proponujemy-nowy-kanon-dzis-karel-eapek.html [4.12.2015].
Zobacz także: