Niewinni Czarodzieje. Magazyn

Daszkus. Portret wallenrodyczny

10983110_1546058155646748_97987984_o

W Wilnie, w dzielnicy Naujamiestis, w pobliżu głośnej ulicy Savanorių, znajduje się Litewskie Państwowe Archiwum Historyczne. Przy odrobinie znajomości rosyjskiego można tam zamówić do przejrzenia kilka dokumentów z procesu filomatów i filaretów.

Dokumenty już po polsku, plik podartych kartek, zapisanych przez naszych kolegów ze szkoły sprzed dwustu lat. Na świstkach między innymi nieobyczajne wierszyki o panu Nowosilcowie. Nie wypada cytować, uczniowska inwencja językowa równie barwna jak i dziś. Niewybrednym rymem można sobie narobić kłopotów. I przejść do historii, a przynajmniej do archiwum historycznego.

Filomaci byli poważniejsi od gimnazjalistów, choć oni także uczynili pana senatora bohaterem poezji okolicznościowej:

Weselmy się koledzy, dopókiśmy w kozie,

Nam tu czas płynie bezpiecznie,

A na świecie bojaźń wiecznie,

Jak na złym przewozie.

Niech żyje komisja do śledzenia klubów,

Wiwat Bajkow, Nowosilcow,

I kochanka tych opilców,

Wiwat księżna Zubow.

To napisał Mickiewicz. Albo ktoś inny, nie ma zupełnej pewności. Prosty wiersz, a cieszy mocno. Przy całej niechęci do senatora wypada przyznać, że historia literatury zaciągnęła u niego pewien dług. W dużym stopniu dzięki jego urzędniczej skrupulatności znamy dzisiaj nazwiska członków Towarzystwa Filaretów. Wśród litanii nazwisk zatrzymajmy się przy jednym: „Cyprian Daszkiewicz, kandydat prawa, l. 21, z białostockiego obwodu, nie ma żadnego majątku, sekretarz Białego Grona”. Bardzo niewiele wiemy o tej postaci. Chyba nigdy nie interesował się nią żaden badacz. Dla dziejopisów Daszkiewicz ważny był o tyle tylko, że to „narodowej sprawy męczennik” z dedykacji trzeciej części Dziadów.

Ukończył białostockie gimnazjum, do Wilna przyjechał w roku 1820 studiować prawo i historię. W korespondencji filomacko-filareckiej gdzieniegdzie przewija się nazwisko, choć trudno z tych strzępów informacji złożyć obraz człowieka. Na przykład Kazimierz Piasecki pisał do Onufrego Pietraszkiewicza (Wilno, 5 / 17 grudnia 1823): „Masz zaraz powiedzieć Zawadzkiemu, że Michał oznajmuje, iż Cyprian Daszkiewicz wyjeżdża do Białegostoku”. Albo ten zapis na marginesie listu: „Daj opinią, jutro bowiem maskarada będzie. Maska czar[na] dla Daszkie[wicza] i błękitna dla Ciecierskiego” (Wilno, 7 / 19 grudnia 1823). Przebieranki staną się ważne w niejednym filomackim życiorysie. Maska czarna dla Daszkiewicza, oczywiście. Będzie mu do twarzy.

Nowosilcowowska komisja do śledzenia klubów wystarała się o przyszłość kandydata prawa, lat dwadzieścia jeden, z białostockiego obwodu. Student znalazł się na liście siedemnastu, „których się przeznacza do zajęcia posad w szkołach, w oddalonych od Polski guberniach”. „Daszkiewicz Cyprian, kand. praw, może wykładać prawo miejscowe, a jeszcze więcej historię powszechną w języku rosyjskim i francuskim” napisano. Tak, historii powszechnej mógł uczyć. Jako studentowi Lelewel powierzał mu publiczne powtarzanie wykładów na uniwersytecie wileńskim.

Na zesłaniu Daszkiewicz przez krótki czas przebywał w Petersburgu, Odessie, później przeniósł się do Moskwy, gdzie podjął pracę w Banku Gospodarczym. Miał z tego niewielki, ale pewny zysk – w sam raz, żeby w jego życiu nic się nie zmieniało. W sam raz, żeby przyhamować wszystkie wielkie plany. Któż ich nie ma w wieku lat dwudziestu jeden? Kiedy się dziś patrzy na biografie filomatów i filaretów, trzeba przyznać, że Nowosilcow wykazał się – tak to nazwijmy – przenikliwością. Urządził śledztwo dla zysku, ale przy okazji rozdrobnił setki wielkich ambicji. Także plany Daszkiewicza, który mógł zostać profesorem podobnie jak kilku jego przyjaciół.

Daszkiewicz spełniał bankierskie obowiązki od siódmej do piętnastej, w święta też – tyle że godzinę krócej. Po pracy nie miał siły na nic. Wieczorami donoszono mu nieraz dodatkowe zadania. Wiódł nikłe życie towarzyskie. Składał niedzielne wizyty jedynie dla nawiązania i podtrzymania stosunków. Uważał to za konieczność. Wracał, załóżmy, ze spotkania i myślał. O tłumaczeniu na rosyjski dzieła Teodora Wagi Historyja książąt i królów polskich krótko zebrana (Supraśl 1767, Wilno 1816). Obiecał ten przekład Lelewelowi. Ale może na boku dałoby się coś przetłumaczyć dla korzyści? Może Malwinę Wirtemberskiej? Może coś z Waltera Scotta? Jak to zrobić, skoro cały czas upływa na liczeniu rubli. Szkoda, że nie własnych. Ileż lepiej byłoby zostać uczonym, jak ci w Kazaniu – Wiernikowski i Kowalewski. Przeklęta Moskwa. Każdy dzień podobny do poprzedniego. Ciekawe, co czuł sekretarz Białego Grona, kiedy słuchał o procesie dekabrystów.

Wkrótce Daszkiewicz zacznie poważnie podupadać na zdrowiu.

Uczucia miękkie

Stefan Chwin pisał w Literaturze i zdradzie, że kto chciał, ten mógł poznać rosyjskiego konspiratora. Dziwactwem liberałów była autodekonspiracja: zdradzanie zachowaniem swojego liberalizmu. Towarzyska oziębłość. Manifestacyjne niezainteresowanie kobietami. Stanie w kącie salonu z pochmurną miną. Odmowa tańca, bo nawet taniec to polityka. Imiennik dekabrysty Konrada Rylejewa – Konrad Wallenrod – powtarza te gesty:

Na kraśne lica pogląda z daleka,

Od czarującej rozmowy ucieka.

Zanim Cyprian Daszkiewicz, lat dwadzieścia jeden, zakochał się w Karolinie Jaenisch, też miał coś do okazania w tym względzie. Nakłaniał swoich przyjaciół do „wyrzucenia z życia miłostek, zabaw, fanfaronad i chęci podobania się kobietom”. Można więc zrozumieć, skąd ta niechęć do wieczornych zebrań i zabaw. Czy jednak w głębi duszy naprawdę był nieczuły? Wątpliwe. Tutaj nie chodziło o szczerość. Chodziło o gest, który miał sens wtedy, gdy był widoczny. W prywatnej korespondencji można było sobie pożartować. Do Pietraszkiewicza (Moskwa, 6 / 18 maja 1828): „Ciągle powiadasz o jakichś dwóch doskonałych dziewicach, jakby tym wyrażeniem liwerant wszystko skończyć może, czemuż nie znajduję wzmianki o ich wieku, moralnych i fizycznych zaletach, a na koniec ogólnej uwagi, czy przydadzą dla wojskowej kolonii w Moskwie. To byś dopiero był dziarski liwerant i poczciwszy tysiąc razy aniżeli przez doniesienia o twoich czynnościach z Izbą Skarbową. (…) uwiadamiam Ciebie, że od liczby dziewic, które podług zalecenia naszego miałeś dostarczyć z Litwy, już odtrąć jedną mniej, ponieważ znaleźliśmy pod wszelkim względem doskonałą wśród naszego miasta, która podług zgody celniejszych z rycerstwa ma być miarą porównania w przyjmowaniu innych”.

Ostentacyjna oziębłość miała być maską. Pozwalała rozpoznać się w tłumie. Dlaczego maska, która uwiera? Pewnie dlatego, żeby pamiętać o celu łączącym ich wszystkich – wielkim celu, dla którego poświęca się uczucia „miękkie”.

Wkrótce jednak pojawia się „Malarka”, czyli Karolina Jaenisch. A wtedy choćbyś głową tłukł o ścianę. Poza tym to było już po procesie dekabrystów i wielki cel bardzo się oddalił. W dodatku ta praca. I choroba. Naturalne, że szuka się pocieszeń. W sprawach damsko-męskich Mickiewicz musiał go ostrzegać: „Ostrożność, Panie Komendancie!” (Petersburg, 30 lipca / 11 sierpnia 1828). Zresztą co do Karoliny – Mickiewicz miał swoje powody apelowania o ostrożność. Obu panów, Mickiewicza i Daszkiewicza, łączyła jednak nie tylko Karolina.

Zemsta

Zachowało się mało listów Daszkiewicza, ale na tyle dużo, żeby zauważyć skłonność do literackich stylizacji. Próbka stylu rubasznego w cytowanym liście do Pietraszkiewicza. Powaga i grzeczność w listach do Lelewela. Sentymentalizm w listach do Heleny Szymanowskiej (Moskwa, 24 lutego / 7 marca 1828): „Pani zostajesz w daleko szczęśliwszej ode mnie sferze, wszystko, na co zapatrujesz, jest nowym, nowe przedmioty nowe myśli i czucia rodzą, a prócz tego, kto ma tak żywą i tak jeszcze młodą wyobraźnię, ten w każdej chwili tysiąc wynalezień ma na pogotowiu; mnie najprzód suche sprawiedliwości prawidła wiosenne zajęły życie, później aż nadto często spotykana zła strona człowieka myśl zatruła. Tak więc do Pani należy wybrać przedmiot do naszej listownej rozmowy, którego pilnowałbym się jak nici wiodącej po naznaczonej ścieżce i broniącej odbłąkać się w zakazane niwy (…)”.

W jednym z listów do Szymanowskiej Daszkiewicz zwierza się z tęsknoty za ojczyzną, z którą łączy go telluryczna więź. Powraca tu obraz z początkowych wersów Konrada Wallenroda:

Tylko gałązka litewskiego chmielu,

Wdziękami pruskiej topoli nęcona,

Pnąc się po wierzbach i po wodnym zielu,

Śmiałe, jak dawniej wyciąga ramiona (…).

Daszkiewicz przewrotnie wykorzystuje Mickiewiczowski motyw „gałązki” – dla ukazania niedoli własnego położenia: „Tak gdy od ojczystej oderwana ziemi gałązka, żyje obcymi wzmagana sokami, w dalekiej ustroni mdła i nie zielona, przeniesiona pod rodzinne niebo odradza się i zakwita (…)”. Ta zbieżność to nie przypadek. W dalszym fragmencie Daszkiewicz mówi dokładnie tak, jak powiedziałby o sobie Wallenrod: „(…) ja prawdziwie po litewsku nie rozumiem, ale serce przeczuwa, a dusza poznaje co swoje”. Daszkiewicz napisał ten list 24 lutego / 7 marca 1828 roku. Trzy dni po ukazaniu się Konrada Wallenroda drukiem.

Daszkiewicz nie znosił Moskwy. Nadzwyczaj delikatny w listach do Heleny Szymanowskiej, w pewnym momencie obruszył się. Panna Helena tknęła niewłaściwą strunę, rzuciła jakąś tęskną myśl o tym mieście. „Co to znaczą wyrazy, które Pani prawie w każdym powtarzasz piśmie: »W życiu nie zapomnę kochanej Moskwy«. Jakież to wykrzykniki, jakie epiteta, przypomnij tylko Pani dobrze o wszystkim, co ją obchodziło, może też mniej ulubioną pokaże się Moskwa. (…) Zgadzam się na pamięć o tym mieście, ale powtarzania z uniesieniem nie widzę przyczyny”. Etykieta korespondencji, można sądzić, i tak złagodziła protest Daszkiewicza. Bankier liczy moskiewskie ruble i ze złości zaciska zęby. To nie jest dobre zajęcie dla potomka Jaćwingów. To znaczy liczenie rubli. Bo zaciskanie zębów jak najbardziej. Chce wyjechać do Chin. Na dziesięć lat. „Tonę w rozkoszy marzeń o tym przedsięwzięciu. Inne są na Petersburg, na wojsko nawet, jeżeli wojna, jeżeli by moją rangę cywilną można było zamienić na wojskową” – pisze do Lelewela (Moskwa, 26 lutego / 9 marca 1828). Byle dalej od Moskwy, choć może kiedyś wróci.

Znamy jedną improwizację Mickiewicza w okresie tworzenia Konrada Wallenroda. Zaczyna się od słów „Ledwie z długiego wytchnąłem pienia…” – i nie jest to arcydzieło, przynajmniej w zapisie. Ale efekt estetyczny ma tu mniejsze znaczenie. Bohaterem improwizacji wygłoszonej 26 września 1827 roku w mieszkaniu Daszkiewicza jest mściciel, który

(…) zemści na tych niecnotach,

Zemści się na szczokach Moskali.

Liczył on szczoty, policzy szczoki,

Moim rymom dajcie wiarę,

Takie zwiastuję nadal wyroki:

On zerwie popom tyjarę –

I będzie topił Moskiewki w prudy,

I burzyć wieże Kremlina,

(…) Cała nagroda, że ma nadzieje,

Że Moskwa pali się cała!

Mowa oczywiście o Daszkusie, dziecku zamierzchłej Jaćwieży, to jemu Mickiewicz poświęcił swój popis. Badacz, który przed czterdziestoma laty odkrył zapis tej improwizacji Mickiewicza – Siemion Łanda – zwrócił uwagę, że coś tu się „rymuje” ze słowami Konrada Wallenroda:

Patrzcie na tyle zgubionych tysięcy,

Na miasta w gruzach, w płomieniach dzierżawy.

Mickiewicz dobrze znał Daszkiewicza. Wiedział o nim dużo, gdy wygłaszał improwizację i gdy pisał „powieść historyczną z dziejów litewskich i pruskich”. Może nawet jakoś zapożyczył się w tym pisaniu u swojego przyjaciela – w końcu Daszkiewicz był historykiem, a o dziejach litewskich i pruskich miałby sporo do opowiedzenia, na przykład o ekspansji krzyżackiej na Jaćwieży w XIII wieku. Kiedy Mickiewicz przebywał w Moskwie i mieszkał u Daszkiewicza, na pewno znajdował z nim wspólne tematy. W liście z sierpnia 1828 roku – Cyprian jest już wówczas poważnie chory – poeta wspomina o jakichś dawnych Daszkiewiczowskich „planach służenia w wojsku” i uważa je za „śmieszne”. Prawdopodobnie Mickiewicz miał inne poczucie humoru niż niespełniony żołnierz i podróżnik.

Powrót

Daszkiewicz umiera pod koniec 1829 roku.

„Będąc całkowicie zdrowym na umyśle, lecz jednocześnie w poczuciu tego, że siły mego ciała codziennie coraz bardziej zanikają, podjąłem zamiar wydania rozporządzeń odnośnie do moich spraw domowych (…). Cały kapitał mój (…) składający się według listu kredytowego z kwoty do trzech tysięcy rubli w srebrze oddaję, zapisuję w testamencie mojej matce Joannie Daszkiewiczowej z Kamińskich (…). Ty, Boże, sam wynagródź jej cierpienia i nie daj, żeby wiadomość o mojej śmierci była ostatnią chwilą jej życia. (…) Po przewiezieniu doczesnych moich szczątków z Moskwy i po śmierci najdroższej matki mojej mój brat cioteczny Franciszek Kamiński i magister Onufry Pietraszkiewicz za odsetki z pozostałych pieniędzy wychowywać będą bądź udzielą wsparcia finansowego biednej sierocie pochodzenia szlacheckiego przed ukończeniem kursu nauk w gimnazjum.

(…) Książki moje znajdujące się tutaj w Moskwie i w Wilnie u P. Kamińskiej zapisuję temu z braci moich Kamińskich, który dłużej będzie miał skłonności do uczonych zajęć. (…)

Pisane w Moskwie 1829 roku, w listopadzie dnia 23”.

Później, 5 marca 1830 roku, Pietraszkiewicz, archiwista Towarzystwa Filomatów, eksportował jego ciało na Litwę. W ten sposób spełnił ostatnią wolę Daszkusa, jednego z najwcześniej zmarłych filaretów: „(…) obarczam magistra filozofii Onufrego Pietraszkiewicza i mego ciotecznego brata Franciszka [Kamińskiego], ażeby za te pieniądze, jakie zostały, przewieźli moje prochy z Moskwy do Wilna i tam w katakumbach pochowali”.

„Testamentem błagał, ażeby zwłoki jego matce odesłano i żeby w Wilnie zostały pochowane. Żądaniu jego stało się zadość i pogrzeb odbył się pod surową bacznością policji, przy natłoku ludu pogrążonego w cichym smutku” – napisał Antoni Gorecki (Poezje Litwina, Paryż 1834) w przypisie do wiersza Na pogrzeb Daszkiewicza.

Cichość w świątyni, ponure milczenie,

Ledwo znacznem westchnieniem żałość się tłomaczy,

A łez po twarzach leją się strumienie.

Potężny Boże! Ty wiesz, co to znaczy.

Szczęśliwy! niebios otwarte mu bramy,

Już dopełniony cel jego wysoki,

I ziemi przodków, którą łzą zlewamy,

On nie zapomniał przysłać swoje zwłoki.

Dotrwają, choć się nieszczęście wysila,

Ci, co w prawdzie i w Bogu nadzieje swe złożą.

Dziś śmierć ich bierze, lecz przyjdzie ta chwila,

Na dźwięk trąby anioła groby się otworzą.

O Ty! co wtenczas jednem Twem skinieniem

Na lewo i na prawo dusz rozdzielisz tyle,

Wspieraj nas, Boże, Twem silnem ramieniem,

Byśmy z tym ziomkiem zostali w tę chwilę.

Poezjach Litwina Goreckiego znalazło się sto czterdzieści utworów. Zaraz za wierszem poświęconym Daszkiewiczowi pojawia się wiersz Na egzemplarzu Wallenroda. Oczywiście można uznać to za przypadek. Ale przecież Gorecki napisał setki wierszy (Szpak i Kruk, Do mego płaszcza, Pierwsza siewba, Pudel ostrzyżony… – i tak dalej, bardzo daleko) – i jakie jest prawdopodobieństwo, że Daszkiewicz sąsiaduje z Wallenrodem tylko przez zbieg okoliczności?

Kiedy czyta się oba wiersze jeden po drugim, nie doznaje się olśnienia. Każdy pies z innej wsi. Ale tutaj nie chodzi, przypuszczam, o jakieś sekretne powiązania między tekstami. Lepiej spojrzeć na spis treści zbiorku:

Na pogrzeb Daszkiewicza, 1829……… 192

Na egzemplarzu Wallenroda………….  194

Jak to? Gorecki tak dobrze pamięta okoliczności pogrzebu, a nie pamięta, że odbył się dopiero w 1830, a nie w 1829 roku?

A może chodzi o jakiś inny pogrzeb. O taki, który istotnie odbył się w 1829? Chyba tak. W 1829 umiera Daszkus, a parę miesięcy wcześniej wyjeżdża z Rosji Mickiewicz – i zostawia swoim przyjaciołom dziwny testament: Konrada Wallenroda. Czyj to był testament? Czy wyłącznie Mickiewicza?

Gorecki musiał wiedzieć, że realnie pogrzeb Daszkusa odbył się w 1830 roku. Ale wiedział też, że Daszkiewicz grzebany był dwa razy. Przeczytajmy jeszcze raz te dwie linijki spisu treści: „Na pogrzeb Daszkiewicza, 1829, na egzemplarzu Wallenroda”.

 

***

Po nabożeństwie żałobnym u bernardynów Daszkiewicz spoczął na cmentarzu Bernardyńskim, w dzielnicy Zarzecze. Kaplicę cmentarną, którą można oglądać także dziś, postawiono w roku 1828, więc Pietraszkiewicz zdążył pomodlić się w niej za Daszkusa.

Tyle materialnej pamiątki po narodowej sprawie męczenniku w czarnej masce. Nie wiemy, gdzie dokładnie w bernardyńskich katakumbach złożono prochy Daszkiewicza. Ale wiemy dokładnie, gdzie jest pochowany w literaturze: między Konradem Wallenrodem a trzecią częścią Dziadów.

Tomasz Jędrzejewski

 Pierwodruk tekstu: „Twórczość” 2015, nr 1, s. 132–137

Zobacz także:

Exit mobile version