Słowo na urodziny: „Nie. Tak. Nie wiem”. Jerome David Salinger

Brzydzę się sobą, że nie mam odwagi być po prostu nikim.

Franny Glass, Franny

Czasem marzę, żeby położyć się na wznak i umrzeć.

Zooey Glass, Zooey

Jeżeli chcecie znać całą prawdę, wcale nie wiem, co o tym wszystkim myślę.

Holden Caulfield, Buszujący w zbożu

 

1.

Poznajmy Frances, najmłodszą z siedmiorga dzieci państwa Glassów. Początkowo wiemy o niej tylko tyle, że przyjechała na weekend do swojego chłopaka. I nie jest w zbyt dobrym humorze. Sprawia wrażenie rozstrojonej i „kocham cię do szaleństwa, do utraty głowy itd.”, które zawarła w liście do Lane’a, wydaje się stwierdzeniem nieprawdziwym, a sensu jej prawdziwych uczuć należałoby się chyba doszukiwać we wszystkim, co mogłoby w sobie zawierać rzeczone „itd.”. Zachowuje się nerwowo, sprzecza się z chłopakiem. A uważny czytelnik już przy ich powitaniu zacznie się zastanawiać, jaki związek z jej postawą ma tajemniczy tomik, który trzymała w dłoni, wysiadając z pociągu. Zapytana o niego Franny odpowie, że to „taka sobie książeczka” i natychmiast schowa go do torby. Jest to o tyle zastanawiające, że z dalszej części rozmowy dowiemy się, że dziewczyna studiuje anglistykę i rozprawia o literaturze raczej chętnie. O środowisku uniwersyteckim również ma bardzo dużo do powiedzenia – coraz częściej ją rozczarowuje. Franny poszukuje w badaniach nad literaturą czegoś intensywnego, prawdziwszego od akademickiego – jak sama je nazywa – „współzawodnictwa”. Od „współzawodnictwa” ją mdli. Nie interesują ją teksty uznane za dobre. Oczekuje obcowania z „prawdziwą poezją” – chce czytać to, co poruszy ją do głębi.

Choć argumentuje logicznie, z biegiem rozmowy staje się coraz bardziej nerwowa – ucieka od tematu, nie podejmuje dyskusji i nie odpiera słów krytyki ze strony swojego chłopaka. Chwilę później – w stanie najwyższego rozstrojenia – ucieka od Lane’a do toalety, by tam w największych spazmach płakać, przyciskając do piersi „taką sobie książeczkę”. Scena, w której po powrocie opowie chłopakowi treść książki, jest doskonale skonstruowana – rozpalona Franny będzie rozprawiać na temat poszukiwania kontaktu z Bogiem, podczas gdy Lane będzie całkowicie pochłonięty krojeniem żabich udek. Dziewczynie nie będzie to jednak przeszkadzać – wydaje się nawet zadowolona z tej sytuacji, jakby opowiadała dla samej siebie i jedynie siebie starała się przekonać. Rozmawia z chłopakiem w taki sposób, że można  mieć wątpliwości, czy chciałaby być w pełni zrozumiana. Po skończeniu opowieści znów będzie chciała pobyć chwilę w samotności. Gdy wstanie od stolika, zgodnie z przewidywaniami czytelnika, który w przeciwieństwie do jej chłopaka zauważył, w jak złym stanie jest Franny, zemdleje.

W tym miejscu należy się oczywiście pochylić nad treścią książki, która doprowadziła Frances do takiego rozstroju emocjonalnego. Na tym etapie lektury niewiele jeszcze wiemy o tej dziewczynie i jej egzaltacja może się wydawać niezrozumiała – ukochany przez nią tekst traktuje bowiem o modlitwie, która ma umożliwić człowiekowi poznanie Boga. To słowa: „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną, nędznym grzesznikiem”. Co dość istotne, Franny uczy się ich od prostego człowieka, starego pielgrzyma. Sens modlitwy polega na nieustannym jej powtarzaniu – wtedy „z warg przepływa [ona – M.P.] do jakiegoś ośrodka serca i staje się automatyczną funkcją danej osoby”. Dzięki temu „coś się stanie” – „poznajesz Boga, to wszystko”. Dlaczego to dla niej takie ważne?

2.

Salinger wyobraził sobie Franny jako najładniejszą z siedmiorga rodzeństwa. Niebieskooka brunetka. Inteligentna, utalentowana, oczytana. Wychowywana przez otoczenie w poczuciu wyjątkowości (program radiowy Oto mądre dziecko), przez rodzeństwo – w ciągłej potrzebie poszukiwania pełni życia religijnego. Od swoich starszych braci razem „ze wszystkimi mniej szlachetnymi i bardziej zgodnymi z duchem czasów efektami świetlnymi, jak sztuka, nauka, klasycy, obce języki” otrzymała również coś, co nazywali oni „momentem światłości”. Buddy będzie to po latach tłumaczył Zooey’owi:

[Ja i Seymour – M.P.] myśleliśmy, że wywrzemy niezwykle budujący wpływ, jeżeli wam chociaż opowiemy (o ile nie przeszkodzi nam w tym własne ograniczenie) o ludziach – świętych arhatach, bodhisatwach, dźwanmuktach – którzy o tym stanie bytu [świadomym przebywaniu z Bogiem – M.P.] wiedzieli coś niecoś albo wszystko. To znaczy, że chcieliśmy wam opowiedzieć, kim i czym byli Jezus, Gautama, Lao-Tsy, Siankaraczaja, Huei-neng, Szri Rama-Kriszna i inni, zanim dowiecie się czegoś lub wszystkiego o Homerze, Szekspirze, a nawet o Blake’u czy Whitmanie, już nie mówiąc o Waszyngtonie i jego wiśniowym drzewku lub o definicji półwyspu, lub o rozbiorze gramatycznym zdania. W każdym razie na tym polegał nasz wielki plan.

Kilka linijek później przeczytamy w cytowanym liście:

(…) miałem najlepsze chęci zaglądania często do domu po śmierci Seymoura i sprawdzania od czasu do czasu, co się dzieje z Tobą i Franny. Ty miałeś osiemnaście lat, więc o ciebie zbytnio się  nie martwiłem. Wprawdzie jeden z moich uczniów, smarkaty plotkarz, powiedział mi, że w swoim college’u wśród kolegów z sypialni cieszysz się szczególną sławą, bo w nocy wstajesz i umiesz spędzić na medytacjach dziesięć godzin bez przerwy. To dało mi do myślenia. Ale Franny miała wtedy t r z y n a ś c i e lat.

„Zrobili z nas dziwadła” – powie siostrze Zooey. Od najmłodszych lat wpajano więc Frances, że modlitwa jest słowem nieskażonym, odmiennym od pustej i czczej gadaniny uniwersyteckiej. Będzie sądziła, że świat akademicki jest odarty z autentyczności, sztuczny i przekłamany, a także będzie odczuwała strach przed tym, że angażując się w jakąkolwiek działalność z nim związaną, utraci własne „ja” – włączy się w rywalizację, zacznie poszukiwać poklasku. Zechce być „kimś”, ponieważ „nie ma odwagi być po prostu nikim”. Franny ma 20 lat i jak każda młoda osoba – znajdująca się na granicy pomiędzy dzieciństwem a dorosłością – będzie poszukiwać swojej roli i celu w życiu, a tym samym będzie uciekała od teraźniejszości. Poczucie wyobcowania na studiach stanie się dla niej uczuciem odnoszącym się do całej rzeczywistości. Zabraknie jej nie tylko ideałów, lecz także duchowego przewodnika. Wykładowcy to dla niej „żałośni, starzy, zadowoleni z siebie faryzeusze”, asystenci – „specjaliści od obrzydzania ludziom literatury”. Nie znajdzie wśród nich autorytetu. Bezduszna i ponura zwyczajność uniwersytetu, a także panujący w tym miejscu brak zainteresowania jednostką – to stwarza warunki doskonałe do przyjęcia postawy romantycznej. Franny pielęgnuje więc w sobie poczucie wyobcowania, bycia niezrozumianą i odrzuconą przez otoczenie.

3.

Skojarzenie z bohaterem powieści, która przyniosła Salingerowi sławę – Buszujący w zbożu – nasuwa się niejako automatycznie. Holden Caulfield również pragnie niemożliwego i rozgląda się po świecie za czymś, czego nigdy nie dostanie. Zupełnie jak Franny poszukuje prawdziwego znaczenia słów i tęskni za pojęciami, które nie są sfałszowane. Zechce zostać strażnikiem buszujących w zbożu nieskażonych jeszcze obłudą tego świata dzieci albo uciec do lasu po to, by tam „nie czynić rzeczy głupich”. Jednak – chociaż Holdena i Frances wiele łączy – Salinger poddaje ich zupełnie innym rozwiązaniom fabularnym. Swój bunt przeciwko światu panna Glass wyrazi bowiem w formie martyrologii uprawianej na kanapie w salonie rodzinnego domu. Nie będzie tam mogła w żaden sposób podkreślić swojej indywidualności – Zooey dobrze wie, że dylemat, który dotyka teraz Franny, dotyczył na przestrzeni ostatnich lat wszystkich dzieci państwa Glassów. Uważa zachowanie siostry za coś normalnego w tej rodzinie. Nie posądza jej więc o granie komedii, a jedynie brzydzi go histeryczna atmosfera tej kontestacji. Poza tym – szczerze się o siostrę niepokoi.

Na czym polega problem Franny? Bo przecież chyba nie na tym, że zmartwiona matka co i rusz będzie dziewczynie proponować rosół z kury, aby przywrócić ją do zdrowia. Nie na tym także, że równie zmartwiony ojciec będzie zastanawiał się nad tym, czy jego córka nie zechciałaby zjeść mandarynki. Zapewne i nie na tym,

how to file divorce

że niezależnie od wielkiej miłości i jak najlepszych intencji rodzice rzadko potrafią zrozumieć egzystencjalny kryzys swojego dziecka na tyle, aby wiedzieć, jak z nim o tym rozmawiać. Dramat Franny polega na tym, że (dzięki obecności brata) uświadomi sobie, że choć może się sobie wydawać w swoim cierpieniu wyjątkowa, nie jest jedyna.

Warto zastanowić się nad związkiem tej 20-letniej cierpiętnicy z Lane’m – chłopakiem, który „zachowuje się jak asystent” i nie potrafi zrozumieć Frances. Dlaczego zdecydowała się spotykać z kimś, kto w żaden sposób nie pojmuje jej uniesień i wzruszeń? Brak spostrzegawczości i niewielkie zainteresowanie Lane’a problemami dziewczyny mogą być dla niej bezpieczne – dzięki temu nie jest zmuszona do ciągłych konfrontacji i niezmiennie kultywuje w sobie poczucie niezrozumienia i odstawania od świata. Fakt, że Lane w trakcie monologu Franny będzie bez reszty pochłonięty konsumpcją żabich udek, umożliwi jej nie tylko upewnianie się w przekonaniu o własnej odrębności i niekompatybilności, lecz także kontemplację samej siebie bez jakichkolwiek przeszkód z jego strony. Tymczasem Zooey będzie żywo zainteresowany nowymi wierzeniami siostry i błyskawicznie wykaże, jak naiwne jest jej rozumowanie. A tego dziewczyna nie będzie mogła znieść.

Salinger nadał postaci Franny cechy typowe. Młoda dziewczyna wymaga od innych, jednak nie potrafi wymagać od siebie – samej siebie jeszcze nie zna i nie rozumie, a emocjonalny huragan nieudolnie stara się zagłuszyć intelektualnym doświadczeniem. Dzieciństwo spędzone wśród książek nauczyło ją podejmowania prób umysłowej analizy wszystkich targających nią sprzeczności. Stawia trudne pytania, ale jest zniecierpliwiona na tyle, że jest w stanie zadowolić się łatwymi odpowiedziami. Dają jej one poczucie bezpieczeństwa i nawet jeśli jest świadoma niepewności tych konstrukcji, nie chce nikomu pozwolić na burzenie ich. Wyeksponowana jest tu romantyczna postawa, którą autor ukazuje jako domenę ludzi młodych – indywidualistów, którzy w gruncie rzeczy są w swoim buncie tacy sami.

4.

Salinger pisze Franny i Zooey w okresie własnych intensywnych religijnych poszukiwań. Można więc zaryzykować próbę odczytania cyklu opowiadań o Glassach jako głosu w odwiecznej dyskusji pomiędzy światem nauki a światem ludzkich wierzeń. Autor wykazuje, że nawet człowiek ponadprzeciętnie inteligentny – pragnąc w coś uwierzyć – będzie zmuszony do nieustannego błądzenia i operowania siatką pojęć, które okażą się z czasem niejasne. Pytania stawiane przez pisma i księgi nie będą miały końca; łatwo więc będzie wpaść w pułapkę, w którą wpadła Franny – zadowolić się prostymi odpowiedziami. W przypadku ludzi młodych może to doprowadzić do wiary graniczącej z fanatyzmem – nie potrzeba wcale wychowania Buddy’ego i Seymoura, by przerażona koniecznością samookreślenia 20-letnia dziewczyna zdecydowała się uciekać w rozpaczliwą religijność. Większość 20-latków z wykształconych rodzin w chwilach niepewności zachłystuje się studiowaniem i zdobywaniem wiedzy. Zwrócenie się ku religii (bądź żarliwsze jej wyznawanie) może być natomiast reakcją na życiowe rozczarowania. Frances nie miała tego dylematu – specyficzna edukacja otrzymana w domu zadecydowała o tym, że wybór pomiędzy życiem uniwersyteckim a transcendentnym dokonał się za nią.

Wróćmy do przeczytanej przez dziewczynę książki. Dlaczego Zooey sądzi, że Franny jej nie zrozumiała?

W rozmowie z Lane’m Frances przyznaje, że nie jest nawet pewna, czy wierzy w jakiegokolwiek Boga. Mówi też, że jest niezadowolona z rzeczywistości, w której przyszło jej dorastać i się rozwijać. Stwierdza wreszcie, że odczuwa z powodu swojego rozgoryczenia wyrzuty sumienia – nawet w trakcie spotkania z chłopakiem kilkakrotnie przeprasza za „szał destrukcji”, który ją ogarnął. Franny musi gdzieś uciec od codzienności. Rzuciła już plany związane z aktorstwem, rozważa też rezygnację ze studiów. Dowiemy się później, że od pewnego czasu coraz częściej zagląda do pokoju zmarłego Seymoura, aby tam poszukiwać lektur, w których znajdzie odpowiedź na targające nią wątpliwości. Sfrustrowana dziewczyna tęskni za spokojem, wycofaniem się z odgrywania określonej roli. Nie jest jeszcze gotowa na samodzielne, świadome życie. Brakuje jej celu, który nadałby tej egzystencji sens.

Źródłem wiedzy o świecie w znamienny sposób okazuje się dla Franny prosty człowiek – przeciwieństwo zadowolonego z siebie akademickiego faryzeusza – pielgrzym, który modli się bez przerwy, aby znaleźć się blisko Boga. Twierdzenie, że nieustanne powtarzanie krótkiej modlitwy do Chrystusa pozwala przeniknąć istotę bytu, bardzo podoba się Frances – kojarzy jej się z hinduską medytacją i buddyjskim zen, o których uczyli ją starsi bracia. Nieustanne powtarzanie imienia Boga ma samoistnie zadziałać na człowieka bez żadnego wysiłku z jego strony. Wszystkie nauki, których wysłuchiwała Franny w dzieciństwie, złączyły się w jedną. A jej zasady są bardzo proste:

(…) najcudowniejsze w tym wszystkim, że z początku, kiedy zaczynasz ćwiczyć się w tej modlitwie, nie trzeba koniecznie w i e r z y ć w to, co się robi. To znaczy, że nawet jeżeli ta metoda z początku wydaje ci się kłopotliwa, nic nie szkodzi (…). Innymi słowy, nikt od ciebie nie żąda, żebyś zaczynając wierzył w cokolwiek. Nawet niekoniecznie trzeba myśleć o tym, co się mówi (…). Na początek wystarcza sama ilość. A później, z czasem, ilość automatycznie przechodzi w jakość.

„Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną, nędznym grzesznikiem” – krótka modlitwa, którą można powtarzać praktycznie bez wiary, samym ruchem warg, i oczekiwać po niej, że zsynchronizuje się z biciem serca, a następnie umożliwi nam poznanie Boga. Franny decyduje się podjąć taką próbę i niecierpliwie oczekuje efektu. Jej chłopak słusznie wytknie jej, że w swojej fascynacji w ogóle nie uwzględniła aspektu psychologicznego. Natomiast Zooey jakiś czas później wykaże, że Franny kompletnie nie zna Jezusa, do którego chce się modlić. Dziewczyna nieustannie myśli o modlitwie, której sensu nie rozumie. Chciałaby uczynić z niej magiczne zaklęcie, dzięki któremu będzie mogła uciec od codzienności. Wmawia sobie, że powtarza bez przerwy pierwotne i nieskażone słowa – święty bełkot, który trafnie i prawdziwie nazywa rzeczywistość. Czeka, aż coś „się stanie”.

„Wpadłaś w tej chwili w trzeciorzędne mętniactwo, w tandetę”, „nie patrzysz w oczy rzeczywistości” – powie Zooey. I doprowadzi tym Franny do histerycznego płaczu.

5.

Czy Holden Caulfield nie bywał tandetny? Czy wyobrażanie sobie samego siebie stojącego na straży buszujących w zbożu dzieci nie jest trochę kiczowate? W pewnym wieku – nie jest. Rozpaczliwie pragnienie uzyskania bliskości z Bogiem w odczuciu 20-latki również jest po prostu jedną z form poszukiwania ucieczki od codzienności, która stawia coraz więcej oczekiwań i wymagań. Salinger był autorem, który z doskonałym wyczuciem potrafił wyobrażać sobie te dziecinno-dorosłe marzenia, mające stanowić dla młodych ludzi ratunek przed światem. Był także autorem nastawionym na dialog z odbiorcą – często starał się przewidywać jego reakcję, tłumaczył się przed nim ze swoich kroków. Jednak najczęściej próbował po prostu „wsłuchać się” w podejmowany przez siebie problem, aby móc opisać go w sposób bliski czytelnikowi.

W przedmowie do cyklu opowiadań o rodzinie Glassów (9 opowiadań; Franny i Zooey; Wyżej podnieście strop, cieśle; Seymour Introdukcja) Jerome David Salinger napisał:

Moje zamierzenie wymaga dużej ilości czasu, cierpliwości i ambicji. Obawiam się, że wcześniej czy później ugrzęznę, a może nawet całkowicie utonę, we własnych metodach, swoistym stylu i manieryzmach. Mimo to nie tracę nadziei. Kocham pracę nad historią Glassów i czekałem na nią większą część życia; mam chyba zupełnie godziwy, maniacki zamiar doprowadzić ją do końca, nie szczędząc starań (…).

Uważał, że to „dość ubogo wyglądająca książeczka” napisana przez „mało płodnego i beznadziejnie błyskotliwego pisarza”. Jednak, jak sam zaznaczał, pisanie opowieści o Glassach uważał za dzieło swojego życia i był z nim emocjonalnie związany. Widać to doskonale podczas lektury – stworzone przez niego postacie są do złudzenia rzeczywiste. Salingera czyta się niekiedy tak, jakby oglądało się sztukę teatralną. Autentyzm tych figur, pozór realności, ich błyskotliwe i często humorystyczne przedstawienie mogą odsuwać  czytelnika od snucia głębokich refleksji nad tekstem, poszukiwania w nim uniwersalnych sensów. Gdy jednak podejmie się taką próbę, natychmiast się zauważy, jak wiele pytań stawiają te opowiadania i jak zręcznie migają się od odpowiedzi. Repliki brzmią: „Nie. Tak. Nie wiem.” i dzieje się tak nie tylko wtedy, gdy te słowa wypowiada Franny Glass.

Magdalena Pawłowska

zp8497586rq