Osiecka o społeczeństwie po 1989 roku, czyli nieznane oblicze poetki

Ilustracja: Łucja Stachurska

Wokół Agnieszki Osieckiej wytworzył się pewien rodzaj kultu. Jej imię noszą szkoły, fundacja i studio Polskiego Radia. Wielokrotnie ukazywały się kompilacje utworów muzycznych pisanych do tekstów tej poetki, stawiane są także pomniki oraz tablice pamiątkowe w związanych z nią miejscach. Przemyślenia zawarte w Galerii potworów rzucają jednak nowe światło na jej osobę.

Doskonała obserwatorka, obdarzona umiejętnością celnego i niebanalnego opisu rzeczywistości – wydaje się, że taką charakterystykę Osieckiej powszechnie uznaje się za trafną. Kontrastuje to jednak z jej przemyśleniami dotyczącymi obrazu społeczeństwa po 1989 roku, które poetka zawarła w książce Galeria potworów, zbiorze tekstów pierwotnie ukazujących się w „Polityce” w latach 1988-1992. W publikacji tej splatają się ze sobą zarówno wspomnienia i dygresje dotyczące odległej przeszłości, obecne perypetie autorki, jak i refleksje dotyczące rzeczywistości przełomu lat 80. i 90. XX wieku, czyli okresu przemiany ustrojowej w Polsce. Odnoszę wrażenie, że opinie Osieckiej są niezwykle jednostronne i oparte głównie na poczuciu zagrożenia przed utratą własnej pozycji w świecie kultury.

Tytuł jednego z tekstów, Wydeo, ma imitować niepoprawny sposób wymowy słowa „wideo” przez ludzi pochodzących z niższych warstw społecznych – a zatem od samego początku widoczne jest negatywne nastawienie Osieckiej wobec klas dotychczas nieuprzywilejowanych. Jej zdaniem opozycja „Polski Maryjnej” oraz „Polski Partyjnej” rozpadła się wraz ze zmianą systemu, a na arenę społeczną rzeczywistości raczkującego kapitalizmu weszła zupełnie nowa formacja pierwszych przedsiębiorców, określona mianem „Polski Butikowej”. Autorka zarzuca jej przedstawicielom ograniczenie, przyziemność oraz podstępność: „Marzenia «wydea» polegają na tym: żeby języki obce były prostsze, podatki niższe, a dewizy dostępniejsze. I żeby się pozbyć wspólnika”[1]. „Wydeowcy” są utożsamiani z brutalną, pierwotną siłą, przeciwstawianą zjawiskom kultury: „łokcie potężne niczym młoty parowe, brzuchy pojemne, domy przestronne, kobiety płodne”. Kultywują niezmienne rytuały nawet mimo poprawy sytuacji materialnej: „zjadają sobie sutą kolację z paru dań, musowo ze schabowym w bułeczce”.

Z dalszego opisu wynika, że dla ludzi określanych przez Osiecką jako „wydeo” zmiana nie jest możliwa. Drogie ubrania i perfumy noszone przez „wydeo-kobiety” są wyśmiewane ze względu na ostentacyjne podążanie za zachodnią modą – zarzut ten brzmi zastanawiająco, biorąc pod uwagę, że w innym tekście sama poetka chwali się „śliczną chustką od Hermèsa”. Również wyniesiony z domu konserwatyzm obyczajowy dyskwalifikuje nowopowstałą grupę przedsiębiorców jako społeczną elitę. Nie pomoże także wyższe wykształcenie: „Co z tego bowiem, że się to wykształcenie posiada, jeżeli się z niego nie korzysta?”. Wykorzystywanie go w celu zdobycia zatrudnienia jest traktowane jako pragmatyzm i pospolitość.

Następnie Osiecka daje wyraz tęsknocie za minionymi czasami: „Jak romantyczni wydają mi się teraz nasi dawni, jowialni i gościnni badylarze. Absolwenci pięciu, sześciu oddziałów, pamiętający jeszcze piosenki wiejskie, partyzanckie czy więzienne…”. Właśnie ta romantyczna dusza jest pierwiastkiem, którego brakuje nowym elitom – ich pragmatyzm nie pozwala na oderwanie się od rzeczywistości, co jest konieczne, by w jej rozumieniu można było mieć barwną osobowość. Osiecka w cytowanym fragmencie odnosi się do czasów powojennych, jednak wielokrotnie wspomina dwudziestolecie międzywojenne jako okres prawdziwych artystów i „dziwaków”, nieporównywalny z żadnym innym. W tekście Gdzie są dziwacy? pisze o czarze, jaki roztaczała wokół siebie kawiarnia „Ziemiańska”, której stałymi bywalcami byli literaci i artyści spędzający całe dnie na dyskusjach. Współczesnych elit nie można z nimi zestawić. Jak sama poetka przyznaje: „Teraz takich postaci jest znacznie mniej. Zabija je telewizja, demokracja i pragmatyzm”.

Kwestia sentymentu do II Rzeczypospolitej jest, moim zdaniem, kluczowa. Osiecka uważa sfery artystyczne Polski powojennej za spadkobierców i uczniów Skamandrytów – stąd jej nostalgia za dawnym układem społecznym, w którym artyści byli siłą przewodnią świata kultury. Zmieniła to II wojna światowa, ale nawet w warunkach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej możliwe było zaistnienie barwnych postaci (takich jak Marek Hłasko czy Zbigniew Cybulski), tworzących pewną namiastkę dawnej cyganerii artystycznej. Twórcy, którzy nie odwoływali się wprost do tematów politycznych, cieszyli się względnie uprzywilejowaną pozycją społeczną, możliwością wyjazdów za granicę czy wyższym statusem materialnym. Po transformacji natomiast, jak sugeruje Osiecka, w warunkach wolnego rynku nowe elity społeczne skazały artystów na zapomnienie. Wydaje się, że w słowach: „jeszcze parę lat temu artyści, zwłaszcza aktorzy kabaretowi, byli ozdobą salonów. (…) Dziś sfery pieniężne podwyższyły poprzeczkę”, ujawniła przyczynę swojej skrajnej niechęci wobec ludzi typu „wydeo” – jest nią detronizacja artystów z zajmowanego dawniej miejsca w hierarchii społecznej.

Zgodnie z teorią Pierre’a Bourdieu społeczeństwo można opisać jako zbiór pól, czyli pewnych struktur społecznych, w obrębie których toczy się walka o pozycję w danej sferze aktywności. Można mówić o polach, w których stawką jest dominacja w dyskursie naukowym, świecie kultury i sztuki czy po prostu posiadanie ogólnej władzy w społeczeństwie. Są one ze sobą rozmaicie powiązane, w związku z czym zmiana w jednym z nich powoduje zmianę również w innych. Transformacja 1989 roku całkowicie przekształciła strukturę pola władzy. Z konieczności zatem musiała zmienić się również struktura znajdującego się wewnątrz niego pola produkcji kulturowej[2]. Nowa władza, działająca zgodnie z regułami gospodarki rynkowej, potrzebowała innego typu wytworów pola produkcji kulturowej, by uzasadnić swoją dominację. W konsekwencji artyści zajmujący w nim centralne miejsca zostali z nich usunięci, „zwyciężyła” sztuka czysto komercyjna. Poglądy Osieckiej uznaję za jej reakcję na utratę pozycji w polu produkcji kulturowej i desperacką próbę jej ratowania. Zawarte w zbiorze teksty są apelem do czytelników, usiłują wzbudzić w nich poczucie odpowiedzialności za „upadającą” kulturę i chęć przywrócenia dawnego porządku. Autorka odwołuje się do symbolu, opierając na nim krytykę zastanej sytuacji – tym symbolem jest wyidealizowany obraz II Rzeczpospolitej, której ustrój jawi się jako właściwy porządek społeczny. W tekście Chodzenie w czyjejś sprawie – część I przytoczone zostaje powiedzenie byłego stangreta rodziny Zdziechowskich: „At, coś nudno. Tylko żaby śpiewają. Dostałby sygnetem po pysku, toby wiedział, że żyje”, skomentowane uprzednio przez Osiecką słowami: „(…) ludzie pragną czasem poczuć się pospólstwem”. Wyłania się z tego przekonanie, że dominacja ówczesnych elit była czymś upragnionym, wręcz potrzebnym również owemu „pospólstwu”. Toteż w okresie PRL-u według pisarki dominowała wszechobecna nostalgia za dawnymi czasami i hierarchią – widzowie oglądający występ Niny Andrycz w przypływie wspomnień szeptali między sobą: „Było kiedyś prawdziwe państwo”. Elita artystyczna funkcjonująca w tym okresie, jak już wcześniej wspomniałem, miała nawiązywać do tradycji Skamandra i bohemy dwudziestolecia międzywojennego. Ciągłość była podtrzymywana również na inne sposoby – pisarka wspomina o tym, że dyrektorka jej szkoły była „rodzoną prawnuczką Tomasza Zana”, a w innym miejscu opowiada o wizycie u pewnej rodziny dysponującej zbiorem ksiąg heraldycznych, której udało się ustalić, że Osieccy „powinni pieczętować się herbem Dryja”. Zatem elity artystyczne Rzeczypospolitej Ludowej nie są jedynie duchowymi spadkobiercami artystów przedwojennych – podstawą ich przynależności do najwyższych sfer jest również genealogia.

Osiecka przedstawia więc porządek społeczny z okresu II Rzeczpospolitej jako naturalny, korzystny również dla klas zdominowanych. Przynależność do elity oparta jest o artystyczną osobowość oraz więzy rodzinne, tradycję. Po wojnie resztki tej hierarchii udało się zachować – ze względu na przydatność pola produkcji kulturowej dla pola władzy możliwe było utrzymanie pewnej pozycji oraz swobody życia. Transformacja systemowa całkowicie to odmieniła. Dawne, utrwalone miejsce artystów zostało zakwestionowane, a sławy świata kultury w szybkim tempie zaczęły odchodzić w niepamięć. W tej sytuacji Osiecka postanowiła przywołać mit dwudziestolecia międzywojennego. Przez lata w kraju pozbawiającym obywateli podstawowych swobód wykształcił się pewien habitus, sposób myślenia o tym okresie jako o utraconym raju. Autorka usiłuje odświeżyć ten obraz oraz narzucić go nowopowstałym warstwom społecznym, by zachować własną pozycję. W tym duchu utrzymane są również redagowane przez Daniela Passenta przypisy do książki, gdzie wspominane przez Osiecką postaci zostają określone w taki sposób jak: „lwowianka”, „Beata Tyszkiewicz (…) pochodzi z tych Tyszkiewiczów”, „Jerzy Toeplitz – przedstawiciel zasłużonego dla kultury polskiej rodu Toeplitzów”. Nacisk położony na pochodzenie jest ogromny i dlatego zdobywane przez „Polskę Butikową” wykształcenie i majątek same w sobie są po prostu niewystarczające.

Nadto nowe elity przedstawione zostają jako nieudolnie realizujące normy zachowania przypisane do płci, przy czym owe normy, które pisarka uznaje za obowiązujące, powielają przedwojenne stereotypy płciowe. Mężczyzna to dusza towarzystwa, doświadczony życiowo, obdarzony „ułańską” fantazją, elegancki, szarmancki, artysta lub wojskowy. Kobieta musi zaś roztaczać wokół siebie wdzięk, lekkość, naturalność, powinna też znać się na sztuce, a co najważniejsze ­– mieć gust. Takie kategorie z zasady nie mogą być bliżej zdefiniowane. Osiecka również nie próbuje tego robić – po prostu zasypuje czytelnika tysiącem dowcipnych anegdotek z dawnych czasów, licząc na to, że zadziała na niego czar sfer artystycznych. Jakże kontrastuje to z opisem ludzi „wydeo” pozbawionych dobrego smaku, przesadnie bądź niewystarczająco wypełniających wzór zachowania przypisany do danej płci! Mężczyźni uprawiają sporty takie jak jazda na nartach, aby ukryć w obszernym kostiumie niedoskonałości sylwetki; zbyt konserwatywni, aby wieść romantyczne życie intymne. Kobiety natomiast noszą nadmierne ilości biżuterii, niemodne futra i za mocne perfumy, nie przestrzegają diety, dostarczają sobie rozrywki poprzez oglądanie telewizji. Osiecka zarysowuje kontrast między obecną klasą przedsiębiorców a dawnymi elitami artystycznymi, aby pokazać, jak dramatyczne skutki przyniosła zmiana ustalonej hierarchii społecznej. Jak pisze Judith Butler, idealizowanie pewnych sposobów wyrażania płci prowadzi „do tworzenia nowych hierarchii i wykluczeń”[3]. Moim zdaniem właśnie taki jest cel Osieckiej – idealizacja dawnych ról płciowych i społecznych ma prowadzić do odtworzenia hierarchii i pozbycia się przeciwników w walce o pozycję.

Tak pogardliwa postawa inteligencji wobec przemian porządku społecznego w każdym czasie może przynieść wiele negatywnych konsekwencji. Jawna niechęć okazywana przez przedstawicieli warstw roszczących sobie prawo (słusznie lub nie) do tworzenia kultury wobec klas uznawanych za podległe może prowadzić do reakcji obronnej. Może nią być na przykład próba wprowadzenia zmian prawnych ograniczających swobody obywatelskie ze względu na utożsamienie ich z liberalnym światopoglądem sfer pola produkcji kulturowej. Galerię potworów można zatem uznać za przestrogę. Pogardą nie osiągnie się oczekiwanych rezultatów, a do sprawiedliwszego, bardziej otwartego porządku społecznego może prowadzić jedynie rzetelna krytyka zastanych warunków.

Piotr Jerzak

 

[1] A. Osiecka, Wydeo [w:] Galeria potworów, Prószyński i S-ka, Warszawa 2004, s. 115. Dalsze cytaty pochodzą z tego wydania.

[2] P. Bourdieu, Reguły sztuki, tłum. A. Zawadzki, Universitas, Kraków 2001, s. 330.

[3] J. Butler, Uwikłani w płeć, tłum. K. Krasuska, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008, s. 12.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *