Może to nic nowego pod słońcem (złośliwi powiedzą, że ironiczno-nostalgiczną perspektywę można odnaleźć wszędzie, np. w słowach „Polały się łzy me czyste, rzęsiste/ Na me dzieciństwo sielskie, anielskie…”). Może jednak warto tu mówić o pewnej tendencji.
Im większym zapędom chrystianizacyjnym się oddawałem, tym większą wzbudzałem niechęć. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie jestem lubiany. Sąsiedzi nie uśmiechali się na mój widok, koledzy przestali zapraszać mnie na imprezy, rodzina trzymała mnie na dystans i tylko rodzice utrzymywali ze mną regularny kontakt.
Poeta pisze wiersze, gdy mu się zachce. To trochę inaczej niż z czekaniem na wenę. Wena, tak jak łaska, nawiedza poetę niezależnie od jego woli. Można na nią czekać lub modlić się o nią. „Chęć” już bardziej zależy od podmiotu.
Wszyscy jesteśmy koneserami pierwszych zdań. Czytamy je najczęściej w pośpiechu, na stojąco, w antykwariacie czy empiku. Bywa, że w takich okolicznościach poznajemy literackie miłości naszego życia, bywa też, że w ten sposób wydajemy ostatnie grosze na książki, których potem nie chce nam się nawet doczytać do końca.