Oliver porusza w najlepszym czasie antenowym tematy absolutnie niekojarzące się z wieczorną rozrywką. Wszystkie te nudne sprawy udaje mu się przerobić na skrzące się od dowcipów i absurdalnych dygresji quasi-skecze.
Tak jak Warszawa ma swój zbiór legend potransformacyjnych, tak Kielce też są pełne miejsc i fraz, które albo przepadły w otchłani dziejów, albo przetransformowały się w przedziwne legendy pozbawione źródeł: tych ostatnich nikt nie kojarzy albo po prostu pamiętać nie zamierza.
Recenzenci niekiedy pozwalali sobie na stwierdzenie, że Canetti patrzy na Marrakesz oczami Europejczyka, europejskiego pisarza. Owszem, dostrzeżemy tu poczucie obcości czy zadziwienia. Zdaje mi się jednak, że to zły trop, bo ogranicza zaufanie, którym obdarzymy Canettiego. Jest on bowiem obdarzony – i nie boję się użyć tego sformułowania – wzrokiem widzącym.