Po co piszę ten tekst? Otóż jest to moja ostatnia publikacja dla „Niewinnych Czarodziejów”, tekst zatem pożegnalny. Powody odejścia z redakcji portalu, który towarzyszył mi prawie niezmiennie, choć z różnym natężeniem, przez ostatnie sześć lat mojego życia, są oczywiste dla każdej osoby w moim wieku. Jest to arcypolonistyczny, jak zauważył niedawno Artur Hellich, brak czasu, rozdzielonego niekoniecznie po równo między pracę nad doktoratem, życie osobiste i wyznaczane przez nie obowiązki oraz pracę zarobkową.
W Zabiciu świętego jelenia reżyser miesza gatunki oraz porządki – boskie, mityczne i współczesne. Dodajmy do tego fantastycznie dobraną muzykę i mamy komplet. Można byłoby pomyśleć, że przeładowanie treści będzie działało na niekorzyść filmu, ale nic bardziej mylnego – Lanthimos łączy wszystko doskonale.
Jesienią w niewielkim amerykańskim miasteczku pojawia się śmiertelne zagrożenie dla mieszkańców. Powstrzymać je może jedynie grupa ludzi całkowicie nieprzygotowanych do konfrontacji. W ten sposób można streścić fabułę serialu Stranger Things Matta i Rossa Dufferów. Ale ten sam opis pasuje także do starszej o ponad czterdzieści lat książki Jakiś potwór tu nadchodzi Raya Bradury'ego.
„Malarzem, prawdziwym malarzem będzie ten, kto potrafi wydrzeć życiu dzisiejszemu jego epickość, pokaże ją nam, za pomocą koloru i rysunku pozwoli zrozumieć, jak jesteśmy wielcy i poetyczni w naszych krawatach i lakierowanych butach…” – pisał w roku 1845 Charles Baudelaire. Odkrywał wtedy przed światem związek sztuki nowoczesnej z modą. W tym roku przypadała sto pięćdziesiąta rocznica śmierci poety, więc in memoriam.