Jesienią w niewielkim amerykańskim miasteczku pojawia się śmiertelne zagrożenie dla mieszkańców. Powstrzymać je może jedynie grupa ludzi całkowicie nieprzygotowanych do konfrontacji. W ten sposób można streścić fabułę serialu Stranger Things Matta i Rossa Dufferów. Ale ten sam opis pasuje także do starszej o ponad czterdzieści lat książki Jakiś potwór tu nadchodzi Raya Bradury'ego.
Twórcy Blade Runnera 2049 zachowali tradycję pierwszego filmu Ridleya Scotta, pełnego zagadek, niedopowiedzeń i ukrytych motywów. Zwodzenie widza, unikanie gotowych rozwiązań i zacieranie śladów są najmocniejszą stroną kontynuacji obrazu sprzed ponad trzydziestu lat.
Nowy Blade Runner to dobry film – odżegnuje się od typowego dla filmowych kontynuacji schematu „więcej, szybciej, mocniej”, a zamiast tego uwodzi cierpliwego widza nieśpieszną narracją. Oferuje kameralną, emocjonalnie angażującą historię, naszpikowaną intertekstualnymi smaczkami. To dobry film, ale zły Blade Runner.