Największą siłą "Ostatniej rodziny" są nie rozliczne neurotyczne kiksy, jakie uprawia męska część rodziny Beksińskich, a kompletnie prozaiczne sytuacje rodem ze średnio wczesnego Koterskiego. To przez nie wyłania się pewna totalność tego filmu, łamiąca niejako utarte dawno w kanonie bon motów zdania na miarę stwierdzenia o różności nieszczęścia w rodzinie.
Konwencje narracyjne stopniowo osiadają jak statek na mieliźnie. Zwłaszcza w kinie popularnym rozwój techniki kontrastuje z powtarzaniem wciąż tych samych wzorców w konstrukcji fabuły i postaci. Obejrzenie "Wołynia" może dostarczyć wielu obserwacji na temat drętwoty dzisiejszych narracji i ich zaledwie w części wykorzystanego potencjału.