Sama konotacja słowa "uległość" wydaje się ciekawa i w jakiś sposób wiąże się z "wolą", niekoniecznie rozumianą w sposób schopenhauerowski. Nic dziwnego, że kryzysy epok wiązały się ściśle z kryzysem języka, a wszelcy piewcy złej nowiny i prorokowie zagłady zwracali uwagę na zwroty lingwistyczne i degenerację w tym obszarze.
Podsumowania często bywają na cenzurowanym, a w obiegowych sądach, z powodu swojej ostateczności, zwykle wywołują protesty. Najprościej rzecz ujmując, chodziłoby o szereg opozycji: żywa literatura – skostniałe formy, wolność – jej brak.
Złośliwa ironia houellebecqowskiego paradoksu polega na tym, że w momencie, gdy Francja zgodziła się na przemianę w państwo wyznaniowe, to zamiast terroru i radykalnej, niszczącej zmiany, nowy porządek przynosi powrót tego samego, „tradycyjnych wartości ze szczyptą egzotyki”. Powraca patriarchat, powraca „dworska” funkcja intelektualistów, powraca wreszcie koncepcja imperium