Jak uczyć o „Dziadach”?
Kiedy przygotowuję się do lekcji o Dziadach, dręczy mnie jedno: jak ją poprowadzić, by zaciekawić uczniów, którzy zapewne nie kochają romantyzmu tak, jak ja? W myślach wiruje mi nieustannie zdanie ze Scenariuszy półwariackich Stanisława Bortnowskiego – o tym, że w czasach szortów nie powinniśmy uczyć polonistyki we fraku. Zgadzam się z tym całkowicie, ale jak to zrobić?
Problemy z odbiorem „Dziadów”
Pewien profesor opowiedział nam kiedyś na zajęciach, że gdy jechał rano na uczelnię, usłyszał rozmowę dwóch licealistek na temat Dziadów. Dziewczyny zadawały sobie pytanie, kim byli ten, który napisał coś tak bez sensu i ten, który wymyślił, że trzeba to czytać w szkole. Można by powiedzieć, że uczniowie mówią w ten sposób o każdej lekturze, a jednak z Dziadami sprawa jest osobliwa.
„Chociaż nie lubią światła, w światło lecieć muszą”: „Dziady” przewrotne
Czytanie Dziadów jest dla nas zupełnie czym innym, niż ta sama lektura dla współczesnych Mickiewicza. Z każdym rokiem, każdym pokoleniem coraz głębiej zanurzonym w świecie wirtualnym, z coraz dalszą przemianą języka i świata pogłębia się pytanie zadane przez Dorotę Siwicką – jak dziś czytać Dziady?
Czy „Dziady” mogą w nas obudzić słowiańskiego ducha?
„Petersburg, Krym, Weimar, Szwajcaria, Włochy. Kawał świata i czasu oddzielił Mickiewicza od kaplicy, w której odprawiano Dziady, od kantorka w mieszkaniu Księdza” – pisał trzydzieści pięć lat temu Adam Ważyk. Nas od kaplicy, celi Konrada, okolicznych duchów i guseł dzieli kilka epok i bagaż doświadczeń.