Etos pisarza wyraźnie kłóci się z innym, modnym w ostatnich latach, pojęciem: z „etyką zawodową”. Przedstawiciele wolnych zawodów powtarzają to ostatnio jak mantrę: nie będę robił za darmo (albo za psie pieniądze) tego, na czym mógłbym zarabiać – to kwestia „etyki zawodowej”. Cóż, może z perspektywy profesjonalistów wyznających "etykę zawodową" praca w służbie idei jest „nieetyczna”. Uważam jednak, że jest przyzwoita.
Jednym ważniejszych tematów dziennika Twardocha jest wyznaczanie granic własnego klerkizmu. Cała reszta to złożony kompleks iluzji, a konsekwentne ich odrzucanie staje się formą zwykłej uczciwości. Swoją osobność względem bieżących dyskursów czy opresyjnie narzucanych ról społecznych opiera na drobnych przyjemnościach i kontemplacyjnym zadomowianiu się w czasie teraźniejszym.
Trzeba to wyraźnie powiedzieć – czytanie "Dracha" nie jest przyjemne. Wymaga zanurzenia się w obcej rzeczywistości po samą szyję. Zewsząd otacza nas nieznana materia, która utrudnia orientację w tekście.
Wszyscy jesteśmy koneserami pierwszych zdań. Czytamy je najczęściej w pośpiechu, na stojąco, w antykwariacie czy empiku. Bywa, że w takich okolicznościach poznajemy literackie miłości naszego życia, bywa też, że w ten sposób wydajemy ostatnie grosze na książki, których potem nie chce nam się nawet doczytać do końca.