Bohaterami Kundery są zblazowani paryscy bonvivanci i (quasi-)intelektualiści, oscylujący wokół wieku emerytalnego, którzy dzielą czas na uczestnictwo w przyjęciach, rozmyślania o pępku oraz wybieranie się na najnowszą wystawę Chagalla. „A kogo to obchodzi”? - zapytała retorycznie polska recenzentka "Święta nieistotności" – i trzeba przyznać, że to pytanie jest całkiem zasadne.
Zgadzamy się z Rorty'm, że nie istnieje jedna prawda, że nastąpił pluralizm i że nie pozostaje nam nic innego, tylko przekonywać się nawzajem. Ale czym tak właściwie jest perswazja? Albo inaczej: czym może być perswazja? Jeśli spojrzeć na aktualny rynek humanistyczny, wyraźnie widać, że przejawia się ona głównie w pisaniu manifestów.
Może to nic nowego pod słońcem (złośliwi powiedzą, że ironiczno-nostalgiczną perspektywę można odnaleźć wszędzie, np. w słowach „Polały się łzy me czyste, rzęsiste/ Na me dzieciństwo sielskie, anielskie…”). Może jednak warto tu mówić o pewnej tendencji.
Im większym zapędom chrystianizacyjnym się oddawałem, tym większą wzbudzałem niechęć. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie jestem lubiany. Sąsiedzi nie uśmiechali się na mój widok, koledzy przestali zapraszać mnie na imprezy, rodzina trzymała mnie na dystans i tylko rodzice utrzymywali ze mną regularny kontakt.