Przenikliwe oko niespiesznego przechodnia prześlizguje się po twarzach osób napotkanych na bulwarze paryskim. Lustruje wszystko i wszystkich – dostrzega urodę ukrytą „pod patyną nędzy”, zauważa bladość przykrywającą „zwykłą bladość”, spostrzega „rękę śliczną” unoszącą falbanę sukni, a pod suknią – „posągowe nogi”. Nic nie umknie uwagi XIX-wiecznego obserwatora rozmiłowanego „w mnogości, falowaniu, ruchu”.
Od ponad 20 lat hasło „Wielki Brat patrzy”, autorstwa Georga Orwella, jest w popkulturze kojarzone głównie z bijącym rekordy oglądalności programem reality show. Wrodzona ludzka ciekawość sprawia, że lubimy podpatrywać innych. To zjawisko musiało fascynować również Orwella – nie bez przyczyny jest to istotny motyw w jego powieściach.
Podglądanie zawsze wiąże się z przekłamaniem. Nieważne, czy przez dziurkę od klucza, czy na czyimś profilu na portalu społecznościowym – widzimy niewielki fragment czegoś większego. Uznanie tego fragmentu za całość prowadzi na manowce, czego konsekwencje, jak pokazuje Stanisław Lem, mogą być poważniejsze, niż się wydaje.
Nacechowane erotycznie podglądactwo – voyeryzm – to w filmach dość często podejmowany motyw. Klasyczny przykład jego realizacji stanowi Okno na podwórze z 1954 r. Przykuty do wózka inwalidzkiego fotograf przez obiektyw aparatu obserwuje sceny z bloku z naprzeciwka. Wkracza w życie codzienne jego mieszkanek i narusza ich przestrzeń intymną, podglądając z rana przeciągające się i odziane w delikatne tkaniny kobiety.