W poetyckim opisie świata można skierować się ku konkretowi lub ku idei. Miłosz pozostaje realistą, w szlachetnym znaczeniu tego słowa. Nie interesuje go abstrakcja, zostaje wierny przyziemnym szczegółom codzienności. A przecież składają się na nie właśnie „tyłki”, „uda”, „minispódniczki”.
Zdziechowski odszedł jak gdyby po to, żeby wyznaczyć pewną dziejową cezurę. Jednocześnie nic nie stawało na przeszkodzie, aby ten wielki prorok był „małym staruszkiem o ascetycznej twarzy miewającym wykłady w nisko sklepionych salach Uniwersytetu Wileńskiego”
Słucham ich wszystkich zachłannie, długimi ciągami, w dzień i w nocy. Wszystkie utwory i głosy, które je wyśpiewują, zlewają się dla mnie w całość mówiącą o bardzo podobnych doświadczeniach. Blind William McTell śpiewa o tym, o czym Son House; zachrypnięty Howlin’ Wolf ukrywa się gdzieś w tle nagrań Leadbelly’ego, a Odetta jest siostrą Billie Holiday wykonującej "Strange Fruit".
Im Miłosz jest starszy, tym częściej obnaża przed czytelnikami podszewkę swojego pisarstwa. Poeta przyznaje się coraz częściej do niewypowiadania określonych przemyśleń.