Gocław najlepiej czuje się wiosną. W ciepły majowy wieczór, gdy idzie się osiedlową uliczką, a pnącza bzu ocierają się o poręcze klatek schodowych, psie siki parują z trawników, a jeże tuptają w tę i z powrotem. Serce staje w poprzek, a z zatok jarzmowych ścieka woda. Takie emocje. Maj daje nadzieję na lepsze. Wprawia w mikrodrgania betonowe ściany blokowisk, pobudza żelbetonowe konstrukcje, wstrząsa krawężnikami. Ktoś kto ma serce waciane nie pozostanie obojętny na ten widok.
Co przeciętny Polak wie o Elblągu? Najczęściej niewiele („To koło Gdańska?”). Zdarza mi się jednak spotykać osoby, które kojarzą nieco więcej faktów. Wielbiciel piwa zapewne wspomni o elbląskim browarze, w którym produkowane są m.in. znane wszystkim EB i Specjal; zapalony podróżnik napomknie o Kanale Elbląskim i przepięknej Bażantarni. Ktoś inny wymieni Ryszarda Rynkowskiego jako jednego z najbardziej znanych elblążan[2]. Przedstawiciele młodszego pokolenia często z kolei mówią o VNM-ie. Ten popularny w całej Polsce raper pochodzi z Zawady – elbląskiego osiedla, z którym mam masę wspomnień.
Na osiedlu, w bloku na Osadzie Jana, mieszkałem gdzieś do jedenastego roku życia. Nie był to czas przesadnie długi, jednak wystarczający na to, żeby poczuć w skroniach nieodmienny rytm blokowiska. Regularność była zbudowana tam na zaburzeniach spokoju, jak kur piał o poranku, tak głuche stęknięcia niosące się po klatce schodowej anonsowały początek dnia. A miała ona wyjątkową konstrukcję– bywałem na koncertach, gdzie akustyka nie była w połowie tak dobra, jak na moim korytarzu. Dzięki temu doskonale mogłem słyszeć każde słowo kłócącej się piętro poniżej pary, każde stęknięcie na schodach osoby starszej, każdy znajomy krok rodziców.