Postanowiłem na użytek tego tekstu odbyć podobną co Parks podróż do źródeł mojego czytania. Nie wiedziałem do końca, na co się natknę, jakie wspomnienia okażą się według mojej oceny najważniejsze, najbardziej nasycone pierwiastkami prywatnej mitologii.
Wszyscy jesteśmy koneserami pierwszych zdań. Czytamy je najczęściej w pośpiechu, na stojąco, w antykwariacie czy empiku. Bywa, że w takich okolicznościach poznajemy literackie miłości naszego życia, bywa też, że w ten sposób wydajemy ostatnie grosze na książki, których potem nie chce nam się nawet doczytać do końca.
Co skłania ludzi do tego, żeby po kropce stawiać następną wielką literę? Jaka to wielka atrakcja tkwi w każdym nowym zdaniu, akapicie, rozdziale? I jeżeli już ktoś postawił jedno pytanie co go zmusza do tego, by stawiać następne?
Kto mówi? John Donne, Kazimierz Brodziński (ten wprawdzie żyje), Friedrich Schiller, Johann Wolfgang Goethe (ten też żyje, ale nie żyje Werter), Adam Mickiewicz. I prawdopodobnie wielu innych, których nie znamy z historii literatury.