Być może w zainteresowaniu literaturą fantastyczną przejawia się także wiara w to, że istnieje świat inny od naszego. Wiara w inny świat leży zresztą u podstaw duchowej kondycji człowieka.
Niewiele rzeczy darzę tak ambiwalentnym uczuciem jak kino science-fiction. Sięgając po film tego gatunku, mam podobne szanse na satysfakcjonujący seans, jak idąc do kina na nową polską komedię romantyczną. Nikłe. A jednak wciąż grzebię, szukam coraz to innych reżyserskich wizji przyszłości z nadzieją na… No właśnie, na co?
Maria Peszek to kobieta-kameleon. Każdy kolejny krążek staje się dla niej odrębnym projektem tożsamościowym. Jej debiutanckie alter ego to Mania zagubiona w wielkim mieście; druga – Maria Awaria była uosobieniem cielesności. Z kolei Jezus Maria Peszek wraz z bohaterką Karabinu ramię w ramię walczą o wolność jednostki i prawo do bycia innym. Przecież inny nie znaczy gorszy lub zły [Polska A, B, C i D]! Zgoda? Jasne. I tu nagle pojawiają się schody.
Za dzieciaka na osiedlu żyło się łatwo. Mieliśmy trzepak, miejsce dla gołębi, asfalt do grania w gałę, a w pobliżu mamę, która w foliowej torebce zrzucała z balkonu złotówkę na Big Milka. Mieliśmy swoje tajemnice i swoją paczkę. Mieliśmy też z każdej strony ogrodzenie, garaże i tych “innych”, którzy wtedy –rzecz jasna – byli “obcy”.