„Skądinąd trzeba się nad tym zadumać – patrzy pani na Andromedę, widoczną gołym okiem na półkuli północnej, i wie, że światło, które dociera do pani siatkówki, leciało 2,5 miliona lat, czyli zostało wysłane zanim jakieś homo sapiens było na Ziemi”.
Jagoda Szelc wymyka się sztywnym ramom interpretacji. Realistycznie nakręcony „Monument” w dużej mierze zaburza rzeczywistość. Jest zapisem rytuału przejścia w dorosłość, w którym Szelc znowu, podobnie jak w „Wieży. Jasnym dniu” , gra z czasem, stopuje go, przewija – zaklina wedle uznania.
„Nostalgiczne opowieści o blokach to próba pokazania, że na osiedlu nie żyło się tak źle. Zadziwia mnie autoegzotyzacja doświadczenia osiedlowego, jakby to było coś wyjątkowego. A przecież było czymś powszednim, co łączy różnych ludzi z różnych grup społecznych, z różnych miast i małych miejscowości”.