Odkąd studiuję na wydziale polonistyki, słucham narzekań na brak czasu. Sam też nagminnie narzekam. Często dochodzi tu do zawodów: kto bardziej nie ma czasu. Ale nie samo narzekanie jest zastanawiające, tylko reakcja na nie.
Nie każdy polonista i nie każdy student musi się wysilać. Niektórzy to, co chcieliby zaznaczyć, wypowiadają sprawnie i konkretnie, bez zastanowienia, ale i bez zająknięcia, często mówią długo i nie brakuje im kontekstów, przykładów, anegdot oraz przypowieści. Zazwyczaj opowiadają z pewnym wrodzonym smakiem, ba – z finezją, ale tym retorycznym chwytom nierzadko brakuje sensu.
Ludzie mówili, że całą załogę stanowili Jan Barański i jego pies. Kiedy było trzeba, Barański i pies zawijali do portu, gdzie przez kilka godzin zdobywali pożywienie. Barańszczak dla siebie, pies dla siebie.
Kiedy nie było powszechnej manii kserowania i czytania z ekranu komputera, trzeba było przyjść do „Borowego”. W czytelni siedziało po sześćdziesiąt, siedemdziesiąt osób. Na parapetach też. Pozostali dostawali numerek z czytelni, ale szli czytać na korytarz. Wtedy „Borowy” był warsztatem pracy.