Sposób, w jaki Mickiewicz przedstawił w Dziadach doświadczenia członków Towarzystwa Filomatów i Filaretów, wciąż jest tematem niewyczerpanych dyskusji. Wśród rozmów często pojawiają się głosy oburzenia – przecież w porównaniu z cierpieniem, jakiego doświadczali rodacy zesłani na katorgę losy filomatów wydają się niemal igraszką.
Wiem, że z nazwisk się nie żartuje. Jednak przy Gogolu trudno się oprzeć. Sąsiedztwo dwóch „go” wydaje się czymś więcej niż zbieg okoliczności. Vladimir Nabokov twierdził, że nazwiska postaci z prozy Gogola są w istocie przezwiskami, i to chyba trafnie. Ale i nazwisko Gogola sprawia wrażenie przezwiska. Ktoś, kto napisał Martwe dusze albo Nos, nie mógł być „Dzierżawinem”, „Żukowskim” albo „Lermontowem”. Słowo „Gogol” kojarzy się z goglami, a gogle z patrzeniem. W zapisie „Gogol” – podwójne „o” przypomina też parę oczu. Wówczas środkowe „g” byłoby nosem.
Przenikliwe oko niespiesznego przechodnia prześlizguje się po twarzach osób napotkanych na bulwarze paryskim. Lustruje wszystko i wszystkich – dostrzega urodę ukrytą „pod patyną nędzy”, zauważa bladość przykrywającą „zwykłą bladość”, spostrzega „rękę śliczną” unoszącą falbanę sukni, a pod suknią – „posągowe nogi”. Nic nie umknie uwagi XIX-wiecznego obserwatora rozmiłowanego „w mnogości, falowaniu, ruchu”.
Od ponad 20 lat hasło „Wielki Brat patrzy”, autorstwa Georga Orwella, jest w popkulturze kojarzone głównie z bijącym rekordy oglądalności programem reality show. Wrodzona ludzka ciekawość sprawia, że lubimy podpatrywać innych. To zjawisko musiało fascynować również Orwella – nie bez przyczyny jest to istotny motyw w jego powieściach.